Tydzień,
podczas którego Michał był w Warszawie dobiegł końca. Stali właśnie w piątkę na
Dworcu Centralnym i czekali na pociąg do Piły.
- No ale musisz jechać? – przekomarzała
się Marta – może jednak zostaniesz jeszcze?
- Mysz, wiesz o tym, że muszę. Treningi
i w ogóle…
- MYSZ?! Ja pierdolę! – Zbyszek śmiejąc
się teatralnie przewrócił oczami
- O co ci chodzi? To moja sprawa, jak się
do niej zwracam – Michał jak zwykle zaczynał się złościć
- Spoko, twoja sprawa, no ale MYSZ?!
Niedługo przelecisz wszystkie gryzonie i będziesz wołał za Martą szczurku,
chomiku, czy… - śmiech przerwał mu kontynuację wątku, musiał się uspokoić –
ŚWINKO, od świnki morskiej – dokończył, po czym wszyscy zaczęli się śmiać
- Bujaj się Bartman, dla Miśka to mogę
być i wiewiórką! – Marta wypięła mu język
Pociąg
leniwie wtoczył się na stację, więc wszyscy pożegnali się z Michałem. Walawska
umówiła się z nim dopiero na drugą połowę września, na teraz zrodził się w jej
głowie pewien plan, który chciała zrealizować. Wracali właśnie do samochodu
Marty.
- To co Zibi, wpadasz na obiad do nas? –
spytała Karolina - mamy jakieś słoiczki od rodziców, to ogarniemy coś normalnego,
przejadła mi się już pizza
- W sumie chętnie, u mnie w domu to na
obiad nie mam co liczyć, starzy w pracy
- A rączek nie masz? U nas nie ma
czekania na gotowe, tylko będziesz pomagał jak każdy. W końcu na obiad trzeba
sobie zasłużyć – Marta poruszyła znacząco brwiami
- Zołza… AŁA, bolało! – krzyknął, gdy
dziewczyna szturchnęła go w żebra
- Miało boleć Bartman! – zaśmiała się
W
drodze na Petofiego zajechali jeszcze do sklepu, by zrobić zakupy. Nie obyło
się bez sprzeczek, co jest im potrzebne, a co nie. Z boku sytuacja wyglądała
komicznie: Marta ze Zbyszkiem pakowali do wózka wszystko, co im pasowało,
natomiast Karolina po kolei wyciągała to, odkładając na półki.
- Zibi, do cholery! – Karolina zaczynała
się na nich wkurzać – za chwilę ja dopakuję tutaj to, co mi się tylko podoba i
podstawię ci pod nos, żebyś płacił
- Dobra, już dobra – jak na komendę
spoważniał Zbyszek
- Idź Bartman, będziesz w przyszłości
większym pantoflarzem, niż Maciek – rzuciła Marta
- Ej! – zareagowali obaj
- Dobra, bez fukania tu na mnie, żartuję
przecież!
Kupili
wszystko z listy Ignaczakówny, Walawska przemyciła również kilka innych rzeczy
i pojechali do domu. Na miejscu od razu zajęli się obiadem, jednak kiedy
Zbyszek robił więcej bałaganu, niż pożytku i nie chciał się ogarnąć, pomimo
próśb i gróźb Karoliny, został wyrzucony z kuchni. Marta śmiała się, że za karę
nie dostanie jedzenia, więc do końca przymilał się, nakrył do stołu i dostąpił
„zaszczytu”, jakim był wspólny posiłek. W międzyczasie Walawska wykonała
telefon, by potwierdzić swoje plany. Po obiedzie siedzieli, pijąc herbatę z
sokiem malinowym. Wieczorem zadzwonił też Misiek, że dojechał, że dziękuje za
pobyt i, że tęskni. Zbyszek pojechał do domu, Karwowscy zajęli się sobą, a
Marta poszła się spakować.
W
piątek wczesnym rankiem wyjechała z Warszawy, a dojechawszy na miejsce,
zadzwoniła do Krzyśka. Dawno nie rozmawiała z przyjacielem, gdyż oboje zajęci
byli swoimi sprawami.
- No siema brat, co tam?
- Cześć Mała! – wyraźnie ucieszył się
chłopak – właśnie wróciłem do domu z treningu, zmęczony trochę jestem. A co u
ciebie?
- Do przodu, staramy się – zaśmiała się
– trochę się u mnie pozmieniało, będziesz w szoku jak ci to wszystko opowiem!
- No, jestem ciekawy, u mnie w sumie też
trochę zmian, ale tych przewidywalnych. Dobra, to opo… kurwa poczekaj chwilę,
bo ktoś puka. Oddzwonię – rozłączył się
- NIESPODZIANKA! – krzyknęła Marta,
rzucając się na szyję przyjacielowi
- Ale jak… przed chwilą… - Krzysiek nie
krył zaskoczenia
- No musiałam wybadać, czy w domu
jesteś, w ciemno przecież nie przychodziłabym tu. Co, nie cieszysz się i mam
sobie iść? – spytała przekornie
- Idź głupia! Pewnie, że się cholernie
cieszę! Stęskniłem się za tobą, Mała, na długo przyjechałaś?
- Na jakieś trzy tygodnie, na któryś
weekend chyba nawet rodzice zawitają do babci. Właśnie, chodź tam ze mną. Muszę
zawieźć torbę, przywitać się i takie tam, a babcia cię lubi, to sobie pogadacie.
Zajechali
do pani Barbary Walawskiej, która nie mogła się już doczekać wnuczki.
- Martuniu, nareszcie jesteś!
- Cześć babciu – przytuliła się –
przyprowadziłam ze sobą Krzyśka
- Dzień dobry pani – przywitał się
stawiając walizkę przyjaciółki
- Dzień dobry, Krzysiu, miło cię
widzieć. Wchodźcie, dzieci, wchodźcie! Zrobiłam sernik z brzoskwiniami, taki
jak lubisz Martuniu, już robię herbatę.
Posiedzieli
u babci Marty, Walawska rozpakowała się, zajmując jak zawsze dawny pokój ojca i
postanowili wrócić do Krzyśka, żeby porozmawiać. Oczywiście pani Walawska nie
chciała wypuścić ich bez obiadu, a wiadome jest, że z babciami w tej kwestii
się nie dyskutuje. Tak więc po posiłku poszli do przyjaciela Marty, zahaczając
po drodze o cmentarz, gdzie Walawska zapaliła znicze na grobie dziadka. Gdy
wreszcie dotarli do celu, mieli czas, by spokojnie porozmawiać. Sącząc wino
Krzysiek opowiadał o swoim pobycie w Ostrołęce. Tak jak przypuszczała Marta,
zszedł się z Ewą. Jednak jak sam podkreślał, za wcześnie, by snuć dalekosiężne
plany.
- No jak to Ignaczak? Trzydziecha na
karku, może w końcu wypadałoby się ustatkować, ożenić, rodzinę założyć, czy coś?
– śmiała się Marta
- Nie trzydziecha, tylko dwadzieścia
siedem, proszę mnie tu nie postarzać! – odpowiedział jej, udając wielce
obrażonego – poza tym zobaczysz, do trzydziestki się ożenię, inaczej nie
nazywam się Ignaczak – zaśmiał się wreszcie
- No ciekawa jestem! No, ale powiem ci,
że u mnie też zmiany, zmiany, zmiany
- Zmiany? To opowiadaj
- No to pojechałam do tej całej Piły… –
Marta opowiedziała wszystko przyjacielowi o wyjeździe, Zbyszku i Michale,
kłótni z Kamilem, powrocie do Warszawy, „intrydze” Karoliny i jej
niespodziewanym zejściu się z Kubiakiem oraz o wspólnie spędzonych chwilach w
piątkę - …no i tak to się wszystko potoczyło
- Jej, nieźle – Krzysiek był wyraźnie
zaskoczony – ale powiedz mi, ty z tym Kubiakiem, to tak na poważne?
- Sama nie wiem – Walawska zamyśliła się
– wiesz, fajnie mi z nim, strasznie mnie do niego ciągnie, jest taki…
pocieszny. Ale nie wiem, czy wyjdzie z tego coś poważnego, czas pokaże
- Ale pamiętaj Mała, jedna twoja łza i
chłopak ma przejebane do końca życia. Będę musiał mu to powiedzieć przy
najbliższej okazji
- Pamiętam Krzysiu – wtuliła się w
przyjaciela – a ty pamiętaj, że jestem już dużą dziewczynką i nie musisz się
mną już aż tak bardzo przejmować. Dobra, powiedz mi dziewczyny w domach, czy
ruszyły za swoimi do Rzymu?
- Obie w Bełchatowie, a co?
- No nic, może ogarnęlibyśmy się we
czwórkę na mecze tutaj? – spojrzała błagalnym wzrokiem, po czym zachichotała –
zrobimy ci tu ładny babiniec!
- O nie, z trzema babami, to ja
zwariuję, wezmę sobie Stelmachów i będzie po równo.
Tak
więc obdzwonili wszystkich zainteresowanych umawiając się na jutro na godzinę
15, następnie Krzysiek odprowadził Martę do mieszkania babci, gdzie jeszcze
długo we dwie rozmawiały. W końcu Walawska poszła się położyć. Leżąc już w
łóżku rozmawiała jeszcze z Michałem, w końcu usnęła, zmęczona całym dniem.
* * *
Trzynaście.
Hej :) W wolnej chwili zapraszam na lekturę epilogu na my last dance :) Obiecuję, w wolnej chwili nadrobię czytanie Twojego opowiadania, z tego, co zdążyłam przeczytać, wydaje się być bardzo fajne ;) Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńŻadna ksiazka dawno mnie tak nie wciągnęła jak tam blog 😍 pozdrawiam 😘
OdpowiedzUsuń