poniedziałek, 10 września 2012

ROZDZIAŁ 5.

Martę obudziły radosne śmiechy przyjaciół, którzy dotarli na plażę. Słońce grzało niesamowicie, więc wnioskowała, że jest około południa. Usłyszała Karolinę:
- No zobaczcie jak słodko wyglądają… Nie no, oni pasują do siebie idealnie!
- Skończ z tą wazeliną Ignaczakowa, bo zwymiotuję – powiedziała nie otwierając oczu – a w ogóle to skąd wiedzieliście, że tu jesteśmy?
- Nie po nazwisku WALAWSKA, do kurwy – oburzyła się Karolina, akcentując nazwisko przyjaciółki – Dziwisz się jakbym cię znała od wczoraj. Przecież doskonale wiem, że masz świra na punkcie wschodów i zachodów słońca. Poza tym, chyba zwariowaliście, żeby zasypiać na plaży. Ktoś mógł was na przykład okraść! Nie pomyślałaś o tym?
- Dobra, nie truj – powiedziała wyswobadzając się z objęć Kamila, budząc go przy tym – ciekawe z czego mieliby nas okraść, jak nie wzięliśmy ze sobą nawet telefonów, chyba z ciuchów. Właśnie, kurwa, gorąco jak diabli. Idę do domu się przebrać! Idziesz? – zwróciła się do Kamila. Chłopak kiwnął głową – dobra misiaki, to się wypluskajcie w tym morzu, bo jak wrócę, to siatkówka was czeka. Weźmiemy piłkę, bo widzę, że tutaj nikt nie myśli oprócz mnie! – powiedziała, znacząco poruszając brwiami, po czym oboje z Kamilem wstali i ruszyli w stronę domku.
            Dwa tygodnie w Jastrzębiej Górze upłynęły im zdecydowanie za szybko! Był to jednak, zdaniem wszystkich najlepszy wyjazd. Pogoda zdecydowanie dopisała, więc prawie całe dnie spędzali na plaży opalając się, kąpiąc w morzu i grając w siatkówkę, lub po prostu odbijając piłkę między sobą w kółku, gdy boisko do plażówki było zajęte. Marta z Kamilem, ku uciesze całego towarzystwa, zbliżyli się do siebie przez ten wyjazd. Walawska nie potrafiła tego nigdy wyjaśnić, ale morze wyzwalało w niej duszę romantyczki. Spacery po plaży, wspólne wschody, czy zachody słońca to było coś, co zawsze uwielbiała. Jednak nie można tu mówić o jakiejś wielkiej miłości, co to, to nie! Ba, nawet o żadnej miłości. Po pierwsze dwa tygodnie to zdecydowanie za krótki czas, by kogoś dobrze poznać, a co tu mówić o zakochaniu się, a po drugie Kamil miał w sobie coś, co nie do końca odpowiadało Marcie. Pod koniec wyjazdu uświadomiła sobie, że chodzi o jego ustępliwość, czy może uległość. Niezależnie od tego, co powiedziała Marta, chłopak zawsze się z nią zgadzał, nawet jeśli jej pomysł mu się nie podobał. Karolina oczywiście była tym zachwycona, jednak Walawska zawsze wolała otaczać się osobami „z charakterem”, które tupną, kiedy trzeba i ochrzanią, kiedy zasłuży. Postanowiła jednak poczekać na tak zwane „rozwinięcie sytuacji”. Może jednak okaże się, że warto? Dodatkowym powodem do radości wszystkich był fakt, że Maciek oświadczył się Karolinie, która to owe oświadczyny przyjęła. Chodziła cała w skowronkach, Marta natomiast śmiała się, że ta krawatka Arka nie została złapana przez Maćka przypadkowo. Jednak świeżo upieczeni narzeczeni ustalili, że nie będą się spieszyć ze ślubem. Żartowali, że byli parą przez ostatnie trzy lata, to i narzeczeństwem mogą pobyć co najmniej drugie tyle.
            W wyniku takiego obrotu spraw, po powrocie do domu na dziewczyny czekała niespodzianka. Otóż państwo Walawscy, Ignaczakowie i Karwowscy dogadali się z właścicielami mieszkania, w którym już wkrótce miały zamieszkać ich pociechy i odkupili je. Właścicielom bardzo było to na rękę, ponieważ postanowili na stałe wyjechać do córki mieszkającej w Szwecji, obyło się więc bez szukania nowych nabywców. Dzięki temu wszyscy mieli wolną rękę w urządzaniu nowo kupionego lokum. Tak więc przez tydzień, który pozostał do memoriału, miało trwać malowanie i wybieranie nowych mebli oraz dodatków, natomiast przewóz rzeczy z Wałbrzycha zaplanowali po turnieju. Ważna była każda para rąk, tak więc Kamil, ku uciesze Karoliny i jednoczesnym zaskoczeniu Marty, również postanowił pomóc.
            Zdecydowali, że największy pokój, z balkonem, przeznaczą na salon, w którym nocować będą ewentualni goście oraz odbywać się będą imprezy. W dwóch pozostałych pokojach mieli natomiast zamieszkać: w większym z nich Karolina z Maćkiem, w mniejszym natomiast Marta. Mieli to szczęście, że poprzedni właściciele dbali o to mieszkanie i co wakacje unowocześniali je w jakiś sposób, tak więc kuchnia przeszła kapitalny remont dwa lata temu, łazienka natomiast podczas ubiegłego lata. Walawska zawsze traktowała swoje cztery kąty jak największą świętość, dlatego postanowiła urządzić swój pokój podobnie do tego, w którym mieszkała w Wałbrzychu. Oczywiście nie obyło się bez pierwszych spięć z Karoliną, która jak na perfekcjonistkę przystało chciała, żeby wszędzie ściany miały jednakowy kolor, bo to estetycznie, bo to schludnie wygląda i tym podobne.
- Nie truj mi tu, Ignaczakowa! Powiedziałam, że będą fioletowe i takie mają być! – Marta wkurzała się coraz bardziej.
- Mówiłam ci coś, nie po nazwisku do kurwy! Będą białe, jak w każdym cywilizowanym domu! – Karolina również się denerwowała, podnosząc głos
- Białe to możesz mieć w swoim pięknym, wyidealizowanym pokoju, wraz z tym twoim łożem małżeńskim! W moim będą F-I-O-L-E-T-O-W-E – przeliterowała ostatni wyraz – Ewentualnie, jak ci tak nie odpowiada, to może być fiołkowy. Też ładnie brzmi – zaczęła ironizować.
- Dziewczyny, czy to takie ważne, jaki kolor mają ściany w pokoju? – zaczął Kamil
- Jak dla mnie w każdym mogą być nawet „papuziowate w kropki”! – dodał Maciek
- ZAMKNIJCIE SIĘ! – wrzasnęły obie, na co panowie obrazili się
- Wrócimy, jak się dogadacie. No chyba, że wcześniej się pozabijacie z powodu pojebanych ścian! – powiedział Maciek, po czym obaj wyszli z mieszkania.
- Dobra, wygrałaś – powiedziała Karolina po czym zaczęła się śmiać – niech będzie i fiolet, w końcu to twój pokój.
- NO! – odpowiedziała jej przyjaciółka z wyraźną satysfakcją, po czym i jej udzielił się nastrój Karoliny – ej, ale my to jesteśmy jednak tak głupie, że aż boli. Jak ten Karwowski z nami tu wytrzyma, to ja nie mam pojęcia. Dobra, dzwoń do niego, pewnie nie zdążyli jeszcze ruszyć spod bloku, to od razu pojedziemy po farby, co by zaczął tu coś robić, a nie tylko gadać.
            Tak więc pojechali do Leroy Merlin, kupili wszystko, co było im potrzebne i po powrocie, pełni zapału, wzięli się do pracy. Zrobili sobie czapeczki z gazet i zaczęło się malowanie. Szybko jednak im się znudziło, więc nie obyło się bez standardowego brudzenia się farbą, czy rzucania kulkami z gazet.
- Jesteśmy gorsi, niż dzieci! – rzucił zdyszany Maciek, opadając na przykrytą folią kanapę
- Jak zawsze! Co ty znasz nas od wczoraj i nie wiesz, że z nami poważnej roboty nie ma? – śmiała się Marta
- W sumie racja. Ale myślę, że jednak czas ogarnąć dupy do roboty, bo miesiąca nam nie starczy, jak będziemy malować w takim tempie, a co mówić o wyrobieniu się w tydzień! – rzucił narzeczony Karoliny, co wszyscy potwierdzili kiwając głowami, po czym zakasali rękawy i wzięli się do cięższej pracy, niż to się z początku wydawało.
            W piątek 12 sierpnia, wczesnym rankiem, Marta oraz Karolina z Maćkiem odwieźli na pociąg Kamila, sami natomiast zapakowali się do samochodu Walawskiej i ruszyli z Warszawy do Olsztyna. Rodzice dziewczyn dojeżdżali z Wałbrzycha i wszyscy mieli się spotkać na miejscu w motelu, w którym wykupili noclegi na ten weekend. Marta czekała na ten turniej praktycznie od ich wyjazdu nad morze, kiedy to ostatni raz widziała się z Krzyśkiem. Przez ostatnie trzy tygodnie nie mieli praktycznie czasu, by ze sobą dłużej porozmawiać. Ograniczali się do smsów i jakiegoś krótkiego telefonu raz, góra dwa, w tygodniu. Dlatego Walawska nie mogła się doczekać memoriału mając nadzieję, że uda się jej, jak co roku, porozmawiać z przyjacielem. Poza tym miała nadzieję, że Lozano da chłopakom chociaż kilka dni wolnego po Memoriale, zanim w Spale kontynuować będą przygotowania do Mistrzostw Europy i wtedy będzie mogła nacieszyć się Krzyśkiem.
            Dojechali na miejsce, gdzie byli już rodzice dziewczyn. Zakwaterowali się wszyscy w pokojach, po czym udali się na obiad. Tam „młodzi” opowiadali państwu Walawskim i Ignaczakom, jak wygląda ich nowe mieszkanie. Obowiązki wezwały do Wałbrzycha zarówno jednych, jak i drugich, więc nie mogli pomóc przy końcowym etapie remontu oraz przy ustawianiu mebli. Dzieci zapewniły jednak rodziców, że wszystko poszło zgodnie z planem i nie mają się czego obawiać, a z ostatecznego efektu na pewno będą zadowoleni. Po obiedzie ruszyli w stronę Uranii, gdzie już wkrótce Polska miała rozegrać mecz z Norwegią, a Chiny z Holandią. Będąc już w środku cała trójka pożegnała się z rodzicami, gdyż dorośli żartowali, że mają już dosyć corocznego zawodzenia córek, nie przypominającego ani trochę śpiewu, więc w tym roku kupili bilety na miejsca w drugim końcu hali.

* * *
Jest i piąteczka. Zdaję sobie sprawę, że Memoriał odbywał się w Olsztynie i w Iławie, jednak byłam wtedy gówniarą, której nie w głowie była siatkówka, a nie znalazłam rzetelnego źródła, w którym byłyby dokładne informacje, jak to wyglądało. Nie mam też potwierdzonych informacji, że turniej odbywał się w Uranii, ale na tyle, na ile znam Olsztyn - gdzie, jeśli nie tam? Dlatego też postanowiłam, że mój Memoriał będzie w całości rozgrywany właśnie tam. Miłego, niecodzienna.

1 komentarz: