sobota, 15 września 2012

ROZDZIAŁ 13.


            Tydzień, podczas którego Michał był w Warszawie dobiegł końca. Stali właśnie w piątkę na Dworcu Centralnym i czekali na pociąg do Piły.
- No ale musisz jechać? – przekomarzała się Marta – może jednak zostaniesz jeszcze?
- Mysz, wiesz o tym, że muszę. Treningi i w ogóle…
- MYSZ?! Ja pierdolę! – Zbyszek śmiejąc się teatralnie przewrócił oczami
- O co ci chodzi? To moja sprawa, jak się do niej zwracam – Michał jak zwykle zaczynał się złościć
- Spoko, twoja sprawa, no ale MYSZ?! Niedługo przelecisz wszystkie gryzonie i będziesz wołał za Martą szczurku, chomiku, czy… - śmiech przerwał mu kontynuację wątku, musiał się uspokoić – ŚWINKO, od świnki morskiej – dokończył, po czym wszyscy zaczęli się śmiać
- Bujaj się Bartman, dla Miśka to mogę być i wiewiórką! – Marta wypięła mu język
            Pociąg leniwie wtoczył się na stację, więc wszyscy pożegnali się z Michałem. Walawska umówiła się z nim dopiero na drugą połowę września, na teraz zrodził się w jej głowie pewien plan, który chciała zrealizować. Wracali właśnie do samochodu Marty.
- To co Zibi, wpadasz na obiad do nas? – spytała Karolina - mamy jakieś słoiczki od rodziców, to ogarniemy coś normalnego, przejadła mi się już pizza
- W sumie chętnie, u mnie w domu to na obiad nie mam co liczyć, starzy w pracy
- A rączek nie masz? U nas nie ma czekania na gotowe, tylko będziesz pomagał jak każdy. W końcu na obiad trzeba sobie zasłużyć – Marta poruszyła znacząco brwiami
- Zołza… AŁA, bolało! – krzyknął, gdy dziewczyna szturchnęła go w żebra
- Miało boleć Bartman! – zaśmiała się
            W drodze na Petofiego zajechali jeszcze do sklepu, by zrobić zakupy. Nie obyło się bez sprzeczek, co jest im potrzebne, a co nie. Z boku sytuacja wyglądała komicznie: Marta ze Zbyszkiem pakowali do wózka wszystko, co im pasowało, natomiast Karolina po kolei wyciągała to, odkładając na półki.
- Zibi, do cholery! – Karolina zaczynała się na nich wkurzać – za chwilę ja dopakuję tutaj to, co mi się tylko podoba i podstawię ci pod nos, żebyś płacił
- Dobra, już dobra – jak na komendę spoważniał Zbyszek
- Idź Bartman, będziesz w przyszłości większym pantoflarzem, niż Maciek – rzuciła Marta
- Ej! – zareagowali obaj
- Dobra, bez fukania tu na mnie, żartuję przecież!
            Kupili wszystko z listy Ignaczakówny, Walawska przemyciła również kilka innych rzeczy i pojechali do domu. Na miejscu od razu zajęli się obiadem, jednak kiedy Zbyszek robił więcej bałaganu, niż pożytku i nie chciał się ogarnąć, pomimo próśb i gróźb Karoliny, został wyrzucony z kuchni. Marta śmiała się, że za karę nie dostanie jedzenia, więc do końca przymilał się, nakrył do stołu i dostąpił „zaszczytu”, jakim był wspólny posiłek. W międzyczasie Walawska wykonała telefon, by potwierdzić swoje plany. Po obiedzie siedzieli, pijąc herbatę z sokiem malinowym. Wieczorem zadzwonił też Misiek, że dojechał, że dziękuje za pobyt i, że tęskni. Zbyszek pojechał do domu, Karwowscy zajęli się sobą, a Marta poszła się spakować.
            W piątek wczesnym rankiem wyjechała z Warszawy, a dojechawszy na miejsce, zadzwoniła do Krzyśka. Dawno nie rozmawiała z przyjacielem, gdyż oboje zajęci byli swoimi sprawami.
- No siema brat, co tam?
- Cześć Mała! – wyraźnie ucieszył się chłopak – właśnie wróciłem do domu z treningu, zmęczony trochę jestem. A co u ciebie?
- Do przodu, staramy się – zaśmiała się – trochę się u mnie pozmieniało, będziesz w szoku jak ci to wszystko opowiem!
- No, jestem ciekawy, u mnie w sumie też trochę zmian, ale tych przewidywalnych. Dobra, to opo… kurwa poczekaj chwilę, bo ktoś puka. Oddzwonię – rozłączył się
- NIESPODZIANKA! – krzyknęła Marta, rzucając się na szyję przyjacielowi
- Ale jak… przed chwilą… - Krzysiek nie krył zaskoczenia
- No musiałam wybadać, czy w domu jesteś, w ciemno przecież nie przychodziłabym tu. Co, nie cieszysz się i mam sobie iść? – spytała przekornie
- Idź głupia! Pewnie, że się cholernie cieszę! Stęskniłem się za tobą, Mała, na długo przyjechałaś?
- Na jakieś trzy tygodnie, na któryś weekend chyba nawet rodzice zawitają do babci. Właśnie, chodź tam ze mną. Muszę zawieźć torbę, przywitać się i takie tam, a babcia cię lubi, to sobie pogadacie.
            Zajechali do pani Barbary Walawskiej, która nie mogła się już doczekać wnuczki.
- Martuniu, nareszcie jesteś!
- Cześć babciu – przytuliła się – przyprowadziłam ze sobą Krzyśka
- Dzień dobry pani – przywitał się stawiając walizkę przyjaciółki
- Dzień dobry, Krzysiu, miło cię widzieć. Wchodźcie, dzieci, wchodźcie! Zrobiłam sernik z brzoskwiniami, taki jak lubisz Martuniu, już robię herbatę.
            Posiedzieli u babci Marty, Walawska rozpakowała się, zajmując jak zawsze dawny pokój ojca i postanowili wrócić do Krzyśka, żeby porozmawiać. Oczywiście pani Walawska nie chciała wypuścić ich bez obiadu, a wiadome jest, że z babciami w tej kwestii się nie dyskutuje. Tak więc po posiłku poszli do przyjaciela Marty, zahaczając po drodze o cmentarz, gdzie Walawska zapaliła znicze na grobie dziadka. Gdy wreszcie dotarli do celu, mieli czas, by spokojnie porozmawiać. Sącząc wino Krzysiek opowiadał o swoim pobycie w Ostrołęce. Tak jak przypuszczała Marta, zszedł się z Ewą. Jednak jak sam podkreślał, za wcześnie, by snuć dalekosiężne plany.
- No jak to Ignaczak? Trzydziecha na karku, może w końcu wypadałoby się ustatkować, ożenić, rodzinę założyć, czy coś? – śmiała się Marta
- Nie trzydziecha, tylko dwadzieścia siedem, proszę mnie tu nie postarzać! – odpowiedział jej, udając wielce obrażonego – poza tym zobaczysz, do trzydziestki się ożenię, inaczej nie nazywam się Ignaczak – zaśmiał się wreszcie
- No ciekawa jestem! No, ale powiem ci, że u mnie też zmiany, zmiany, zmiany
- Zmiany? To opowiadaj
- No to pojechałam do tej całej Piły… – Marta opowiedziała wszystko przyjacielowi o wyjeździe, Zbyszku i Michale, kłótni z Kamilem, powrocie do Warszawy, „intrydze” Karoliny i jej niespodziewanym zejściu się z Kubiakiem oraz o wspólnie spędzonych chwilach w piątkę - …no i tak to się wszystko potoczyło
- Jej, nieźle – Krzysiek był wyraźnie zaskoczony – ale powiedz mi, ty z tym Kubiakiem, to tak na poważne?
- Sama nie wiem – Walawska zamyśliła się – wiesz, fajnie mi z nim, strasznie mnie do niego ciągnie, jest taki… pocieszny. Ale nie wiem, czy wyjdzie z tego coś poważnego, czas pokaże
- Ale pamiętaj Mała, jedna twoja łza i chłopak ma przejebane do końca życia. Będę musiał mu to powiedzieć przy najbliższej okazji
- Pamiętam Krzysiu – wtuliła się w przyjaciela – a ty pamiętaj, że jestem już dużą dziewczynką i nie musisz się mną już aż tak bardzo przejmować. Dobra, powiedz mi dziewczyny w domach, czy ruszyły za swoimi do Rzymu?
- Obie w Bełchatowie, a co?
- No nic, może ogarnęlibyśmy się we czwórkę na mecze tutaj? – spojrzała błagalnym wzrokiem, po czym zachichotała – zrobimy ci tu ładny babiniec!
- O nie, z trzema babami, to ja zwariuję, wezmę sobie Stelmachów i będzie po równo.
            Tak więc obdzwonili wszystkich zainteresowanych umawiając się na jutro na godzinę 15, następnie Krzysiek odprowadził Martę do mieszkania babci, gdzie jeszcze długo we dwie rozmawiały. W końcu Walawska poszła się położyć. Leżąc już w łóżku rozmawiała jeszcze z Michałem, w końcu usnęła, zmęczona całym dniem.

* * *
Trzynaście.

2 komentarze:

  1. Hej :) W wolnej chwili zapraszam na lekturę epilogu na my last dance :) Obiecuję, w wolnej chwili nadrobię czytanie Twojego opowiadania, z tego, co zdążyłam przeczytać, wydaje się być bardzo fajne ;) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Żadna ksiazka dawno mnie tak nie wciągnęła jak tam blog 😍 pozdrawiam 😘

    OdpowiedzUsuń