czwartek, 21 lutego 2013

ROZDZIAŁ 21.


            To była ciężka noc dla obojga. Krzysiek próbował wydobyć od Marty jak najwięcej informacji, które usłyszała od lekarza. Doktor Ziółkowski dał jej listę warszawskich onkologów-hematologów, z którymi miała się skontaktować w celu przeprowadzenia szczegółowych badań. Było to niezbędne do ustalenia, jak zaawansowana jest choroba, a co za tym idzie, jak należy ją leczyć. Gdy nad ranem Marta usnęła, Krzysiek na prośbę przyjaciółki zadzwonił najpierw do jej rodziców prosząc, by przyjechali do Bełchatowa, a następnie do Karoliny, której wszystko wytłumaczył.
            Państwo Walawscy przyjechali około południa, więc Krzysiek zostawił ich z Martą i wyszedł na trening. Szło mu na tyle kiepsko, że trener od razu zorientował się, że coś jest nie tak. Dlatego też po zakończonym treningu Ignaczak naświetlił ogólnikowo sprawę Mazurowi, który wyraził zgodę na kilka dni wolnego dla siatkarza. Po powrocie do domu zastał tam również panią Barbarę, babcię Marty. Rozpoczęło się uruchamianie tak zwanych „kontaktów”, by Walawska trafiła do jak najlepszego specjalisty. Dzięki znajomościom pani Anny, a także Joanna, na odpowiedź nie trzeba było czekać długo.
- Halo, mama? Załatwiłam Marcie wizytę. Pamiętasz tego profesora Vojciukievicia, o którym ci opowiadałam w trakcie studiów? – Asia wylewała słowa jak najęta
- Tak, pamiętam
- Miałam z nim zajęcia na III roku. To onkolog-hematolog, na stałe pracuje w Szpitalu im. Kopernika w Łodzi, przyjeżdża do nas raz w tygodniu na konsultacje. Macie się zgłosić do niego pojutrze, 24. marca na Regionalny Oddział Onkologiczny. Ustaliłam z nim, że przyjdziecie prosto do niego, pokój 314. I tak, Marta musi mieć ze sobą dotychczasowe wyniki i książeczkę zdrowia, więcej nie potrzeba.
- Dziękuję Kochanie
- Daj spokój, mama! Młoda szybciej z tego wyjdzie, niż czekała na wyniki, będzie w najlepszych rękach. Wiem, co mówię!
            Rodzice Marty wraz z jej babcią wrócili do pani Barbary. Na szczęście nie robili problemów, by dziewczyna została u Krzyśka. Przyjaciele kolejny raz siedzieli do późna rozmawiając niemalże o wszystkim. Oboje wiedzieli, że ich życie, a zwłaszcza dotychczasowe życie Marty wywraca się właśnie do góry nogami. Siatkarz jednak postanowił sobie, że bez względu na to, co będzie dalej, on zrobi wszystko, by życie codzienne przyjaciółki w żaden sposób nie odbiegało od tak zwanej „normalności” na więcej, niż będzie wymagało tego leczenie.

* * *
            Marta siedziała w gabinecie profesora Vojciukievicia prawie drugą godzinę. Pierwszą spędziła w środku z rodzicami, gdyż niezbędny był wywiad dotyczący chorób w rodzinie, a co za tym idzie, wszelkiego rodzaju obciążeń genetycznych. Krzysiek chodził nerwowo w tą i z powrotem. W końcu Walawska wyszła na zewnątrz.
- I jak? – zarówno rodzice, jak i Krzysiek otoczyli Martę, która usiadła na krzesełku i pakowała do środka wyniki badań
- Dostałam skierowanie tu na oddział, zrobią mi dodatkowe badania, między innymi biopsję węzłów i wtedy ustalą który to typ i tak zwany stopień kliniczny. Oprócz tego sprawdzą, czy choroba nie dała już jakichś przerzutów. Wtedy będą wiedzieli, jak mnie leczyć. Prawdopodobnie nie ma nic w śródpiersiu, tak przynajmniej wskazało prześwietlenie, które zrobiłam w Warszawie
- Rozumiem – odezwała się pani Anna – od razu masz zostać w szpitalu?
- Tak, profesor Vojciukiević chciałby już dzisiaj rozpocząć szczegółową diagnozę, dzięki temu jest szansa, że już w poniedziałek po badaniach wypuszczą mnie do domu
- Dobrze, w takim razie chodźmy do samochodu po rzeczy, a później na izbę przyjęć.
            Gdy wszyscy zbierali swoje rzeczy z gabinetu wybiegła zapłakana rudowłosa dziewczyna.
- Pani Kalino! – w drzwiach ponownie pojawił się lekarz, jednak widząc Walawskich zwrócił się do nich – to jak pani Marto, zostaje pani już dzisiaj?
- Oczywiście panie profesorze, pójdziemy tylko po moje rzeczy do samochodu
- W porządku. Jak już w izbie przyjęć wszystko będzie załatwione, to na oddziale proszę iść do pokoju pielęgniarek, już niosę im wszystkie niezbędne dokumenty
            Rejestracja przebiegła szybko: kilka druczków, numer PESEL, seria i numer dowodu osobistego, legitymacja ubezpieczeniowa i po chwili wszyscy wracali na oddział. W czasie gdy Marta miała mieć robione badania, państwo Walawscy postanowili porozmawiać z profesorem Vojciukieviciem.
            Krzysiek zabrał przyjaciółkę do pokoju pielęgniarek, które pobrały Marcie krew. Następnie wskazały dziewczynie salę, w której miała przebywać. Walawska zajęła jedno łóżko, drugie natomiast było wolne. Po chwili dołączyli również rodzice Marty, która postanowiła odesłać wszystkich do domu. Mimo, że stawiali opór, ostatecznie dali za wygraną. Po pożegnaniu wszystkich i zapewnieniu, że będzie dzwonić, gdy tylko będzie coś się działo lub będzie czegokolwiek potrzebować, zaczęła wypakowywać najważniejsze rzeczy do szafki. Do sali weszła dziewczyna, w którą Walawska widziała wcześniej wybiegającą z gabinetu profesora.
- Cześć! Kalina tak? Miło mi, jestem Marta – podała rękę rudowłosej i uśmiechnęła się, jednak widząc jej zaskoczenie dodała pospiesznie – widziałam jak wybiegałaś wcześniej od profesora i słyszałam, jak wołał cię po imieniu
- Zgadza się, Kalina. Mi również miło – uścisnęły sobie dłonie i usiadły na łóżkach.
            Jak się okazało rudowłosa pochodzi z Łodzi i w tym roku ma przystępować do matury. Podobnie jak Marta zaczęła gorączkować, budziła się zlana potem, do tego doszedł silny ból w klatce piersiowej. Diagnoza była jednoznaczna – ziarnica złośliwa z przerzutami na śródpiersiu. Kalinę czekała operacja, następnie chemioterapia. Przez to nie wiadomo, czy uda jej się przystąpić do matury w tym roku. Chociaż lekarze są dobrej myśli, ona stara się myśleć racjonalnie i nie popadać w zbyt wielki optymizm. Czeka ją ciężka walka i zdaje sobie z tego sprawę. Zabieg usunięcia guza w śródpiersiu czeka dziewczynę w przyszłym tygodniu.
- Pani Walawska? Zapraszam na tomografię komputerową – rozmowę dziewczyn przerwała pielęgniarka. Marta posłusznie udała się na badanie, a gdy wróciła, Kalina już spała.
            Zgodnie z przewidywaniami profesora Vojciukievicia Walawska mogła opuścić szpital w poniedziałek rano. Wróciła więc z rodzicami do babci, jednak z racji, że jej mieszkanie jest dość małe, wyrazili oni zgodę, by dziewczyna mieszkała u Krzyśka. Oczywiście po wielokrotnym upewnieniu się, że Ignaczak wyraża na to zgodę i będzie zajmował się Martą oraz, że Marta będzie z nimi w stałym kontakcie. Państwo Walawscy natomiast, ze względu na zobowiązania zawodowe, kursowali między Wałbrzychem a Bełchatowem.
            Dni mijały, a Marta coraz bardziej niepokoiła się wynikami badań. W międzyczasie była kilka razy w łódzkim szpitalu odwiedzić Kalinę, która przeszła operację i czuła się bardzo dobrze. Czekała teraz na to, aż jej stan po zabiegu poprawi się na tyle, by mogła rozpocząć chemioterapię. Raz nawet udało jej się złapać profesora Vojciukievicia, jednak jak się dowiedziała, wyniki jeszcze nie dotarły do jego gabinetu. Oprócz tego Michał z Dagmarą zaprosili ją na ślub i wesele, Walawska postanowiła więc, że wybierze się tam razem ze Zbyszkiem. Rozmawiając przez Skype’a nie powiedziała mu o swojej chorobie. Zdecydowała, że zrobi to osobiście, dopiero jak Bartman przyjedzie do Bełchatowa.
            W końcu tuż po Wielkanocy do Marty zadzwonił profesor i poprosił o spotkanie następnego dnia. Tej nocy zarówno Walawska, jak i Krzysiek spali niewiele. Oboje strasznie denerwowali się wynikami. Nazajutrz wczesnym rankiem wyjechali do Łodzi. Zanim jednak poszli do gabinetu profesora, najpierw odwiedzili Kalinę. Była po pierwszej chemioterapii. Fizycznie nie czuła się najlepiej, jednak uwierzyła w to, że uda jej się przezwyciężyć chorobę, co dodawało jej sił.
            Siedzieli pod gabinetem profesora i czekali na wezwanie. Oboje denerwowali się bardzo, chociaż i jedno, i drugie robiło wszystko, by nie dać tego po sobie poznać. W końcu Marta dała za wygraną.
- Krzyś, boję się – wyszeptała – a co, jeśli…
- Nie ma „co, jeśli” Mała – przerwał jej Ignaczak – poczekamy spokojnie i zobaczymy, co powie Vojciukiević. Pamiętaj, że jestem z tobą!
- Wejdziesz ze mną do środka?
- Jasne, po to tu jestem
- Pani Marto, zapraszam – w drzwiach stał profesor. Weszli oboje do gabinetu, a doktor wskazał im krzesełka przy biurku – proszę usiąść. Zapoznałem się z pani dokumentacją i wynikami badań. Niestety nie mam najlepszych wieści.
- To znaczy? Proszę mówić panie profesorze – Walawska sama nie wiedziała w którym momencie złapała Krzyśka za rękę, a teraz ścisnęła ją mocniej
- Jak tłumaczyłem pani podczas ostatniej wizyty, w przypadku ziarnicy badamy zawsze typ choroby oraz jej stopień kliniczny. Choruje pani na najrzadszą odmianę ziarnicy. Lymphocyte Depletion czyli znaczny ubytek limfocytów, IV stopień. Do tego odkryliśmy dość sporego guza na wątrobie. Zmienimy zatem taktykę leczenia. Muszę jednak panią uprzedzić, że leczenie będzie bardzo trudne.
- Ile? – dziewczyna przerwała lekarzowi – Ile czasu mi zostało?
- Pani Marto, nie rozpatrujemy choroby w ten sposób. Tak jak powiedziałem, leczenie będzie bardzo trudne, jednak proszę nie traktować tego jako wyroku śmierci. Jest pani w dobrych rękach i cały mój zespół zrobi wszystko, by jak najszybciej wróciła pani do zdrowia. Zaczniemy od chemioterapii, aby choroba nie zajęła szpiku kostnego. Myślę, że dwa cykle powinny wystarczyć, wtedy przeprowadzimy operację usunięcia guza i znów wrócimy do chemii. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z oczekiwaniami, to w Boże Narodzenie będzie pani mogła świętować zakończenie leczenia.
- A jeśli nie wszystko pójdzie zgodnie z oczekiwaniami?
- To wtedy pani Marto czeka nas dłuższe leczenie. Natomiast tak jak mówię, nie można zakładać, że coś pójdzie źle. Mimo wszystko ma pani dobre wyniki krwi, plusem dla nas jest też to, że szpik nie jest zajęty. Dobrze, niech no spojrzę w kalendarz. Dzisiaj jest dwudziesty, w takim razie może w najbliższy wtorek, dwudziestego piątego przeprowadzimy pierwszą chemię? Wtedy na majówkę będzie pani już mogła wyjść do domu.
- Jasne, nie ma problemu
- Dobrze, w takim razie najlepiej jak w poniedziałek wieczorem zgłosi się pani na oddział, wtedy we wtorek od rana będziemy mogli zacząć działać. I proszę być dobrej myśli, wiara i optymizm są najważniejsze pani Marto! – lekarz wstał by odprowadzić ich do drzwi. Po wyjściu z gabinetu Walawska usiadła na krzesełku, Krzysiek w tym czasie przyniósł jej kubek z wodą
- Wiesz… - zaczęła niepewnie - myślałam, że zniosę to lepiej. Nie potrafię tak po prostu przygotowywać się na to, że umrę…
- Mała nie mów tak. Słyszałaś, co powiedział lekarz. W Boże Narodzenie będzie już po wszystkim. Wygramy to moja Paskudo, innego rozwiązania nie widzę – Krzysiek uśmiechnął się i odetchnął z ulgą widząc, że na twarzy dziewczyny również pojawił się nikły uśmiech. Mimo to był przerażony. Wiedział, że jest źle, jednak nie mógł jej okazać tego, że się boi. Nie on. On musi zrobić wszystko, by ona się nie bała. A także, by mimo choroby najbliższe miesiące były najlepszymi w jej życiu. Chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wcale nie będzie łatwo.

* * *
Dziś dłużej niż zwykle, bo chciałam dokończyć diagnozowanie Marty. A więc teraz już na dobre wchodzimy w ten nowy etap. Jak on się zakończy? Szczerze mówiąc sama nie wiem. Cały czas kusi mnie, by mącić i komplikować, taka jestem złośliwa ;) Witamy profesora Vojciukievicia oraz Kalinę, którzy pobędą z nami przez pewien czas, może do końca? Zobaczymy :)
P.S. Zostawiłyście mi trochę linków do Was. Obiecuję, że jak najszybciej postaram się nadrobić i poczytać :)

środa, 13 lutego 2013

ROZDZIAŁ 20.


            Od rozstania z Michałem minęły dwa tygodnie i marzec, a co za tym idzie również pierwsze oznaki wiosny, na dobre rozgościły się w Warszawie. Marta powoli wychodziła z „dołka”, co cieszyło wszystkich dookoła. Kubiak z kolei po zmianie numeru telefonu przez Walawską odpuścił w końcu i przestał się z nią kontaktować. Dziewczyna z kolei prowadziła intensywniejszy niż dotychczas tryb życia. Uczelnia, siłownia, basen, dodatkowy kurs z angielskiego, od czasu do czasu spotkanie ze znajomymi, więc nic dziwnego, że wracając do domu od razu szła spać zmęczona całym dniem. Któregoś dnia obudziła się zlana potem. Zaskoczona przebrała się i przykręciła kaloryfery. Sytuacja powtarzała się nawet, gdy Marta wyłączyła ogrzewanie w pokoju, a także spała przy otwartym oknie. Oprócz tego zaczęła gorączkować wieczorami. Początkowo tłumaczyła to obecnym trybem życia, jednak gdy temperatura nie stabilizowała się, a także po wielu namowach, prośbach i groźbach Karoliny, Walawska zdecydowała się w końcu na wizytę u lekarza. Młodsza Ignaczakówna postanowiła, że wybiorą się tam razem. Tak więc nazajutrz z samego rana udały się do przychodni uniwersyteckiej.
- Pani Walawska? – młoda pielęgniarka wyłoniła się z gabinetu uśmiechając się życzliwie – zapraszam do środka, lekarz już czeka
- Dziękuję – Marta odwzajemniła uśmiech i wzięła od pielęgniarki swoją kartę
- Dzień dobry pani Marto, co panią do mnie sprowadza? – za biurkiem siedział starszy mężczyzna, który założył okulary i przejrzał otrzymaną od dziewczyny historię choroby dziewczyny
- Od jakiegoś czasu miewam wysoką gorączkę i, pewnie przez to, w nocy budzę się zlana potem. Czasem pojawia się kaszel, a dodatkowo ciągle czuję się zmęczona, ale to pewnie przez mój tryb życia, ostatnio jestem bardzo zabiegana, do tego dużo czasu spędzam na siłowni i na basenie.
- Rozumiem… a jakieś dodatkowe objawy? Może spadła pani ostatnio na wadze lub miewa pani jakieś bóle?
- Od dawna staram się zdrowo odżywiać, więc siłą rzeczy coś tam mi się schudło. Bóle? Hmm… tak, czasami podczas gorączki boli mnie wszystko jak przy grypie, więc to pewnie to.
- Hola, hola młoda damo! – lekarz uśmiechnął się i puścił oczko zza okularów - pozwól, że cię zbadam i wydam odpowiednią diagnozę
            Po wszystkich wykonanych czynnościach doktor zaczął skrupulatnie wypełniać rubryczki w karcie Marty, a także stos dodatkowych kartek. Wręczając je dziewczynie rzekł:
- Pani Marto, wszystko wskazuje na mononukleozę. Tutaj te powiększone węzły chłonne tak mi podpowiadają i ta gorączka też. Wolałbym jednak upewnić się dodatkowymi badaniami. Dlatego wypisałem pani skierowanie, z którym uda się pani do naszego szpitala na Banacha i tam zrobimy pani dodatkowe badania. Jest pani na czczo, czy jadła już pani jakieś śniadanie?
- Nie, nic dziś nie jadłam, piłam tylko wodę mineralną.
- To dobrze, woda mineralna nie wpływa na wyniki badania. W takim razie, żeby pani nie ciągać kilka razy, proszę od razu tam pojechać i udać się do laboratorium, które znajduje się na parterze, na lewo od głównego wejścia. Tam zostanie pani pobrana krew do badania i materiał z węzła chłonnego, najlepiej szyjnego, bo jest najdogodniejszy. Następnie proszę się udać na drugie piętro na prześwietlenie klatki piersiowej, dobrze?
- Jasne, jestem samochodem z przyjaciółką, więc zaraz tam pojedziemy
- Świetnie, w takim razie już dzwonię, że będzie tam pani w ciągu najbliższej godziny. Jak tylko otrzymam wyniki, to skontaktuję się z panią telefonicznie. Rozumiem, że numer znajdę w pani historii choroby, zgadza się?
- Tak. Panie doktorze, a z tym węzłem chłonnym to coś poważnego?
- Nie, to zwykłe rutynowe badanie. Chciałbym mieć pewność na sto procent, że się nie pomyliłem, mononukleoza ma często objawy także innych chorób, także proszę się nie o nic nie martwić. Tak jak mówiłem, jak tylko będę miał pani wyniki, od razu do pani zadzwonię.
- Dobrze, w takim razie dziękuję bardzo – Marta wstała i zmierzała w stronę wyjścia
- I proszę pamiętać, że najlepszym lekarstwem w przypadku mononukleozy jest leżenie w łóżku i tak zwane „przeczekanie” choroby. Dlatego proszę pić dużo płynów i zażywać leki na zbicie gorączki, które pani przepisałem. Tymczasem ja, tak jak już powiedziałem, skontaktuję się z panią od razu, gdy tylko otrzymam pani wyniki.
- Jeszcze raz bardzo dziękuję, do widzenia!
            Walawska opuściła gabinet i razem z Karoliną pojechały do wskazanego przez lekarza szpitala, gdzie zgodnie z wypisanymi skierowaniami, zostały jej zrobione badania. Wyniki miały zostać dostarczone do przychodni w ciągu najbliższego tygodnia, tak więc dziewczyny wróciły na Petofiego. Ignaczakówna od razu wysłała przyjaciółkę do łóżka przygotowując jej herbatę z sokiem malinowym. Marta natomiast wiedząc, że będzie teraz miała aż nadto czasu wolnego, wzięła się za powtarzanie materiału z kursu angielskiego.
            Dni mijały, jednak stan zdrowia dziewczyny uległ niewielkiej poprawie. Dodatkowo wokół śladu po pobraniu krwi pojawiło się zasinienie i jak na zwykłe ukłucie goiło się bardzo długo. Po dziesięciu dniach od przeprowadzonych badań Walawską obudził telefon.
- Witam serdecznie, Jan Ziółkowski, przychodnia uniwersytecka. Pani Marta, zgadza się?
- Tak doktorze, dzień dobry
- Pani Marto prosiłbym, aby jak najszybciej przyjechała pani do mnie, dobrze? Sprawa jest dość pilna.
- Jasne, zaraz będę. Czy coś się stało?
- To nie jest rozmowa na telefon, jak pani przyjedzie wszystko pani wytłumaczę. Proszę w rejestracji powiedzieć, że do pani dzwoniłem, pielęgniarki będą wiedziały, że ma pani wejść bez kolejki.
- Oczywiście, już jadę.
            Dwie godziny później Walawska opuściła gabinet doktora Ziółkowskiego. Niewiele myśląc zadzwoniła do Krzyśka.
- Co tam Mała, stęskniłaś się? – usłyszała po drugiej stronie roześmiany głos przyjaciela
- Potrzebuję pogadać – odpowiedziała apatycznie
- Co się dzieje? – zaniepokoił się - poczekaj oddzwonię, w końcu mam do ciebie darmo…
- Nie, nie chcę rozmawiać przez telefon – przerwała Marta – to nie jest rozmowa na telefon. Mogę przyjechać?
- Jasne, wiesz przecież, że mój dom stoi dla ciebie zawsze otworem
- Będę wieczorem – rozłączyła się nie czekając na odpowiedź
            „Kochani! Przepraszam, że uciekam jak ostatni tchórz, ale potrzebuję tego w tej chwili. Wyjeżdżam do Krzyśka na kilka dni. Muszę przemyśleć kilka spraw, coś sobie poukładać. Jutro któreś z nas wszystko Wam wytłumaczy. Nie martwcie się o mnie, Wasza M.” – jeszcze raz przeczytała niedbale wyrwaną kartkę, po czym odłożyła ją na stole i chwytając torbę, w którą zapakowała rzeczy niezbędne jej na kilka najbliższych dni opuściła mieszkanie. Droga do Bełchatowa dłużyła się w nieskończoność. Zastanawiała się, co powie swojemu przyjacielowi i jak on zareaguje na informacje, które ma mu do przekazania. W końcu dotarła pod blok Ignaczaka. Czym prędzej zaparkowała samochód i weszła na górę. Przywitała się z przyjacielem, który widząc jej minę od razu wiedział, że ich rozmowa będzie poważna.
- Co się dzieje?! Karolina wydzwania do mnie co pół godziny! Mówi, że nie może się do ciebie dodzwonić, w kółko powtarza coś o jakiejś kartce, którą zostawiłaś w mieszkaniu! – wprowadził ją do salonu, gdzie oboje usiedli na kanapie
- Za chwilę Krzyś. Zrobiłbyś mi coś do picia?
- Jasne, daj mi chwilę – czym prędzej przyrządził herbatę i pamiętając o soku malinowym postawił tacę na stole w salonie. Walawska wtuliła się w przyjaciela próbując wytłumaczyć mu swoje zachowanie
- Krzyś… nie wiem jak zacząć… tak cholernie się boję…
- Mała proszę, powiedz mi co się dzieje… czego się boisz?
- Pamiętasz, jak po moim rozstaniu z Michałem obiecałeś mi, że nigdy mnie nie zostawisz? Bez względu na to, co się wydarzy?
- Jak mógłbym zapomnieć, przecież to naturalne.
- To może tak: jakbyś zareagował, gdybym powiedziała ci, że mamy niewiele czasu?
- Niewiele czasu na co? Proszę, nie twórz zagadek… - odpowiedział niepewnie. Jednak to, co usłyszał sprawiło, że szklanka z herbatą, którą właśnie trzymał, upadła na podłogę i rozbiła się w drobny mak.
- Umieram Krzysztof. Wykryli u mnie ziarnicę złośliwą.

* * *
No to jest kolejny. Już prawie wszystko jasne, po następnym będzie jeszcze jaśniejsze. Chyba tyle na dziś, bez większych informacji duszpasterskich. Dziękuję, że ktoś czekał i czyta :) Następny w okolicach weekendu, najpóźniej za tydzień.

niedziela, 10 lutego 2013

ROZDZIAŁ 19.


            Trwały przygotowania do 18. Michała. Marta robiąc kolejną sałatkę wspominała ostatni czas. Święta spędziła w Wałbrzychu, natomiast już drugiego dnia wyjechała do Zakopanego razem z Michałem, Krzyśkiem i Ewą, Karoliną i Maćkiem, Mariuszem i Pauliną, Michałem i Dagmarą oraz Zbyszkiem i Basią, gdzie wszyscy przywitali Nowy Rok. Potem przyszła pierwsza sesja i egzaminy, zasłużony odpoczynek u Michała w Pile i tak oto pobyt ten dobiega końca, więc na dziś Kubiak zaplanował swoją imprezę urodzinową. W międzyczasie Walawska dostała także zaproszenia na ślub i wesele do przyszłych Winiarskich, którzy już dawno ustalili swoją datę na 13 maja, oraz do Mariusza i Pauliny, którzy z kolei sakramentalne „tak” mieli powiedzieć sobie 17 czerwca.
            Zaczęli się schodzić pierwsi goście. Część z nich Marta poznała już wcześniej, niektórych jednak widziała po raz pierwszy. Przyjechali też Karolina z Maćkiem i Krzysiek, z Włoch udało się przylecieć także Zbyszkowi, więc Walawska żartowała, że nie będzie się nudzić. Zabawa trwała w najlepsze, gdy Marta zauważyła, że Michał żywo gestykuluje przy drzwiach, nerwowo się przy tym rozglądając. Zaniepokojona przeprosiła towarzystwo, by pójść sprawdzić, co się dzieje. Dochodząc już do Michała usłyszała:
- Jak miałem jej powiedzieć, skoro tydzień u mnie była i myśli, że wszystko jest w porządku? Marlena daj mi jeszcze czas, by to załatwić! Obiecuję, że zrobię to dla nas…
- Nie mogę uwierzyć, że nie zaprosiłeś mnie, swojej dziewczyny, na swoje urodziny! Na dodatek teraz też nie pozwalasz mi wejść, bo ONA jest. Może lepiej, żebym ja to załatwiła tu i teraz?
- Marlena proszę, nie rób scen, obiecuję, że jutro to załatwię, ale dzisiaj jeszcze daj mi to rozegrać po mojemu… Zostań, przedstawię cię jako moją koleżankę ze szkoły
- Nie musisz udawać Misiek… - Marta stała osłupiała, a w jej oczach pojawiły się łzy – i nie musisz już nic rozgrywać po swojemu. Wszystko już wiem…
- Ale Marta, to nie tak… - zaczął niepewnie Michał
- Co nie tak, jakie nie tak?! Bawisz się na dwa fronty i ty mi chcesz powiedzieć, że to nie tak?!
- Daj mi wytłu…
- Co mam ci dać wytłumaczyć? Dlaczego nie powiedziałeś mi, że kogoś masz, a mną się bawisz? To mam ci dać wytłumaczyć? Dziękuję, ale nie chcę słuchać tego dalej – gniew narastał w niej z każdym wypowiedzianym słowem
- Nie bądź taka, Marta! Posłu… - nie dokończył, gdyż Walawska wymierzyła mu siarczysty policzek
- Nie, to TY mnie posłuchaj. Teraz weźmiesz swoją dziewczynę do salonu i przedstawisz wszystkim. Ja tymczasem zbiorę swoje rzeczy, zawołam resztę i pójdziemy stąd. Kiedy stąd wyjdę nie będziesz dzwonił, pisał, przyjeżdżał, przepraszał. Ani dziś, ani jutro, ani nigdy, rozumiesz?! – nawet nie zauważyła, że jej podniesiony ton przerodził się w krzyk, a większość obecnych na imprezie, w tym jej przyjaciele stali i obserwowali całe zajście
            W pewnym momencie Krzysiek niewiele myśląc zamachnął się chcąc załatwić sprawę „po męsku” i gdyby nie Maciek, z pewnością doszłoby do rękoczynów
- Powiedziałem ci kiedyś, że jeśli ona będzie przez ciebie cierpieć, to przegrałeś życie! – powiedział Ignaczak wyrywając się przytrzymującym go Maćkowi i Karolinie
- Daj spokój Krzysiu – Marta położyła mu rękę na ramieniu, przez co Krzysiek trochę się uspokoił – on po prostu nie jest tego wart… - klasnęła w dłonie i popatrzyła na resztę zebranych gości – no, koniec przedstawienia! My znikamy, a wy bawcie się dalej
            Wszyscy zaczęli wracać do salonu, Marta zatrzymała przechodzącą obok Marlenę:
- Czekaj… Marlena tak? To chyba powinno należeć do ciebie – zdjęła z palca pierścionek, który dostała od Michała na urodziny i oddała dziewczynie
- Ja… przepraszam – odpowiedziała nieco speszona – miał ci powiedzieć na samym początku, jak zaczęliśmy się spotykać… wiem, że źle o mnie myślisz, ale ja po prostu wiedziałam, że on będzie dalej to ciągnął…
- Długo to trwa?
- Od listopada. Marta, nie miej żalu… ja go kocham…
- Przestań! – Walawska roześmiała się z politowaniem – pilnuj go tylko, bo jak widzisz, Kubiak potrafi się nieźle maskować. Więc uważaj, żeby z tobą kiedyś nie postąpił tak samo
- Chodź Mała, spakowaliśmy cię – Krzysiek objął ją chcąc wyprowadzić z mieszkania.
            Wychodząc usłyszeli jeszcze huk i krzyk Marleny. Wrzucili torbę Marty do bagażnika i wsiadali już, gdy usłyszeli wołanie Zbyszka. Marta wysiadła z samochodu.
- Czego chcesz? Usprawiedliwiać go? Przepraszać za niego?
- Marta poczekaj, daj mi wyjaśnić!
- Nic mi nie będziesz wyjaśniał, nie chcę tego słuchać…
- JA NIC NIE WIEDZIAŁEM! – widząc, że Walawska spojrzała na niego zaskoczona kontynuował – no i nie dało się tak od razu? Nie wiedziałem nic Marta, przysięgam. Gdybym wiedział, zrobiłbym coś z tym, wierz mi… Dostał przed chwilą w dziób za ciebie, należało mu się. Nie będę z nim przebywał w jednym pomieszczeniu, jeśli tak traktuje kobiety… Mogę wrócić z wami? Bo w zasadzie nie mam gdzie się podziać, a pociągu żadnego do Warszawy już nie ogarnę…
- Mam nadzieję Bartman, że to nie jest żadna wasza głupia gierka – Marta gniewnie zmrużyła oczy – a wracać możesz, wsiadaj.
            Dopiero w samochodzie do Marty dotarły wydarzenia ostatnich kilkudziesięciu minut. Nie mogła uwierzyć, że dała się tak oszukać. I chociaż obiecała sobie po całym zdarzeniu z Jaśkiem, że nigdy więcej nie uroni ani jednej łzy przez chłopaka, nie mogła opanować płaczu. Całą drogę spędziła w objęciach Krzyśka, który robił wszystko, by uspokoić dziewczynę. W końcu zmęczona usnęła. Dotarłszy do Warszawy odwieźli Zbyszka i wrócili na Bielany. Ignaczak wziął śpiącą Walawską na ręce i zaniósł do mieszkania. Położył przyjaciółkę na łóżku i szczelnie przykrył kołdrą. Zamierzał opuścić pokój, gdy Marta przebudziła się i złapała go za rękę.
- Zostań proszę… - wyszeptała – nie chcę być sama…
- Jasne – odpowiedział Ignaczak kładąc się obok
            Ich milczenie przerywał co chwilę dźwięk telefonu. Za każdym razem Marta odrzucała połączenie. W końcu Krzysiek wyjął jej aparat z ręki i wyłączył odkładając na szafkę obok łóżka i zapowiadając, że jutro zmienią Walawskiej numer, by Michał dał jej spokój. Marta z kolei cały czas łkała w ramiona przyjaciela.
- Krzyś… możesz mi coś obiecać?
- Wszystko…
- Obiecaj mi… - zamknęła oczy spod których spłynęły kolejne łzy – obiecaj mi, że nigdy mnie nie zostawisz… że zawsze będę mogła na ciebie liczyć i, że nigdy mnie nie oszukasz… zawsze nawet w najdrobniejszej sprawie będziesz ze mną szczery…
- Obiecuję Mała – powiedział całując ją w czoło – obiecuję… a teraz spróbuj zasnąć, musisz odpocząć. Cały czas jestem przy tobie.
- Dziękuję, po prostu dziękuję ci za wszystko, co dla mnie robisz
- Od tego przecież jestem Paskudo! – uśmiechnął się widząc, że i Marta trochę się rozchmurzyła – oboje przecież doskonale wiemy, że ty na moim miejscu robiłabyś to samo. A on? On po prostu nigdy na ciebie nie zasługiwał. Teraz będzie już tylko lepiej Mała, zobaczysz!
- Wiem Krzyś, wiem o tym… a teraz faktycznie chodźmy spać, jestem strasznie zmęczona – odwróciła się tyłem do przyjaciela nie dając się jednak wypuścić z objęć, po czym szybko zasnęła.
            Oboje bardzo wierzyli w prawdziwość tych słów. Gdyby tylko wiedzieli, jak bardzo się mylą i, że już niedługo przysłowiowy los wystawi ich na kolejną próbę. Próbę, która kosztować ich będzie wiele wyrzeczeń, ale też niepewności, bólu i łez…

* * *
Zgodnie z zapowiedziami tu i ówdzie, wróciłam. Krótkie orędzie:
1. Tym razem zostaję na długo, długo. Jeśli ktoś był na tyle cierpliwy, by czekać i będzie czytał dalej - będzie mi bardzo, bardzo miło :) Nowe rozdziały będą pojawiać się w okolicach weekendu, natomiast jak humor będzie mi dopisywał, a i czas pozwoli - jakiś bonus w okolicach środka tygodnia być może również będzie tu gościł.
2. Znaczący przeskok w czasie numer 1. Miałam tego nie robić, ale czasem jest mi to potrzebne. Nie zabijajcie mnie za Michała. Od samego początku wszystko było tak zaplanowane. Co prawda rozstanie miało nastąpić nieco później i w trochę chyba "drastyczniejszych" okolicznościach, ale uznałam, że w sumie młody jest, głupoty może jeszcze robić. Zapewniam jednak, że on jest tu pisany nieco inaczej i prędzej czy później w jakiś tam sposób wróci ;) warto też pamiętać, że mamy początek 2006 roku, więc tak jak powyżej - Michał ma 18. lat, dlatego dajcie się chłopakowi "wyszaleć", nawet w nielogicznych głupotach :)
3. W sumie przerwa przydała się na "udoskonalenie" pomysłu. Powyższym rozdziałem zakończyliśmy tak jakby "pierwszy sezon" małej sielanki (nie licząc 16. i 17.), a żeby wszystko ładnie ze sobą współgrało - już dziewiętnastka wprowadza nas w nieco "czarniejszą" stronę Układu, która to z kolei naprowadza nas na właściwy wątek. Jak się potoczy? Co przyniesie bohaterom? Do końca nie wiem. W dużym stopniu mam już napisaną dalszą część, ale cały czas korci mnie, żeby im pomieszać jeszcze bardziej, dlatego nic nie obiecuję ;)
Chyba tyle. Jeszcze raz pozdrawiam cierpliwych i najwytrwalszych ;)
Miłej niedzieli! niecodzienna

poniedziałek, 29 października 2012

ROZDZIAŁ 18.



            Weekend minął jak zawsze zdecydowanie za szybko. Wszyscy powoli dochodzili do siebie po wydarzeniach minionego tygodnia. Nawet Krzysiek był coraz bardziej obecny, powoli znikało charakterystyczne zamyślenie ostatnich dni, a na jego twarzy coraz częściej gościł uśmiech. Marta bardzo się z tego cieszyła, nie mogła patrzeć jak jej przyjaciel cierpi. W niedzielę wczesnym popołudniem wszyscy ruszyli w drogę powrotną, zostawiając na Petofiego tylko trójkę lokatorów. Kolejny tydzień również minął w ekspresowym tempie i ani się wszyscy obejrzeli, szykowali się już na pierwsze zajęcia. Dla Maćka była to już w pewnym sensie rutyna, jednak dziewczyny były bardzo przejęte tym faktem. Jadąc autobusem Marta zastanawiała się, jak wyglądać będą zajęcia, czy wykładowcy będą mieli w sobie tę samą pasję, jaką miał jej licealny wychowawca, a także, czy pozna kogoś ciekawego. Wchodząc do Auditorium Maximum na głównym kampusie Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie zaczynała zajęcia, zderzyła się z kimś.
- Przepraszam – odezwała się speszona dziewczyna
- Nic się nie stało, to ja przepraszam, zamyśliłam się – odpowiedziała jej Marta
- Też pierwszy rok? – dziewczyna trzymała w ręku paczkę papierosów, więc zaciekawiona pytaniem Walawska również postanowiła zapalić
- Tak, historia – odpowiedziała szukając w torebce zapalniczki
- No, w końcu poznam kogoś przed zajęciami – dziewczyna rozpromieniła się – ja też zaczynam historię. Barbara Zawadzka – dodała wyciągając rękę i uśmiechając się przyjaźnie
- Miło mi, Marta Walawska – odwzajemniła uśmiech i podała rękę dziewczynie.
            Na zajęciach trzymały się razem. Od razu, stojąc już przed budynkiem i paląc papierosy znalazły wspólny język. Basia wydawała się spokojną osobą, jednak jak się rozkręciła, była równie postrzelona jak Marta – jak to określili je pozostali znajomi. Pozostali, to znaczy Amelia Załuska i Jacek Wolański („kolejna para do kolekcji” – pomyślała Walawska, zapoznając się z nimi), a także Jola Wachowicz. Z racji, że na pierwszym roku studenci do grup ćwiczeniowych dzieleni są według alfabetu, cała piątka trafiła razem, co oznaczało, że wszystkie zajęcia będą mieli wspólnie. Marta ucieszyła się, bo nowopoznane osoby zdawały się być bardzo sympatyczne, więc miała nadzieję, że znalazła odpowiednich dla siebie znajomych. I nie pomyliła się. Czas mijał i ani się obejrzała, listopad wszedł na dobre w ich życie. W międzyczasie Marta na zmianę jeździła na weekend do Piły lub oczekiwała przybycia Michała do Warszawy. Nowi znajomi szybko zaskarbili sobie sympatię zarówno siatkarza, jak i Karoliny oraz Maćka, co dodatkowo cieszyło dziewczynę.
            Zbliżał się siedemnasty listopada, a co za tym idzie urodziny Marty. Dzień ten przypadał w sobotę, więc Walawska chciała urządzić imprezę urodzinową, jednak zarówno Karolina z Maćkiem, jak i Basia z Jolą zaplanowali wyjazdy do domów. Michał natomiast nie mógł przyjechać ze względu na treningi w Jokerze, a i Marcie odradził wizytę w Pile tłumacząc, że prawie cały weekend spędzi na hali i dziewczyna po prostu się wynudzi. Postanowiła więc, że razem z Amel i Jackiem pójdą do któregoś z warszawskich klubów potańczyć.
            W piątek jej współlokatorzy pożegnali się i wyruszyli do Wałbrzycha. Marta siedziała na kuchennym parapecie z kieliszkiem wina. Śnieg w tym roku spadł dość wcześnie, więc Walawska wpatrywała się w pokryte białym puchem dachy i drzewa, a także na opadające powoli płatki. „Łuu… wszystkiego najlepszego!” – powiedziała sama do siebie z sarkazmem, gdy zegar wybił północ. „To będą twoje najwspanialsze urodziny, nie ma co”, dodała z przekąsem. Nagle usłyszała pukanie do drzwi, które z uwagi na tak późną porę, zaniepokoiło ją. W drzwiach stała przerażona Basia.
- Co ty tu… - zaczęła zaskoczona Marta
- Szybko proszę, pomóż mi! W moim mieszkaniu pękła rura, dostałam wiadomość od sąsiadów, że ich zalewam! Hydraulik już jedzie, ale tam wszystko pływa! Proszę, sama się nie ogarnę z tym wszystkim, pojedziesz ze mną? – wypowiedziała niemalże na wdechu
- Jasne, tylko się ubiorę – rzuciła Marta wbiegając do pokoju i zakładając na siebie dżinsy i ulubiony kremowy sweter
            Pospiesznie wyszły z mieszkania. Basia nerwowo wciskała guzik przywołujący windę, gdy ta wciąż nie przyjeżdżała. „Taaaak, to na pewno będą twoje najwspanialsze urodziny”, pomyślała kolejny raz Marta, zjeżdżając na dół z Zawadzką.
- NIESPODZIANKA! – usłyszała Walawska, gdy dziewczyny wyszły przed klatkę
            Tego Marta się nie spodziewała. Przed blokiem stał mały tłum, że jubilatka nie wiedziała, od kogo zacząć witanie się. Towarzystwo śpiewało „sto lat”, a dziewczyna przyglądała się tym „niespodziankowiczom”. Byli wszyscy: Karolina z Maćkiem, którzy trzymali ogromny tort z dziewiętnastoma świeczkami oraz kilkoma fontannami tortowymi, Krzysiek z Ewą, Michał z opalonym Zbyszkiem, którzy wraz z Ignaczakiem otwierali szampany, Aga, Daga z Michałem, Paulina z Mariuszem, a także Amel z Jackiem i Jola. Marta zdmuchnęła świeczki, nie zapominając o pomyśleniu wcześniej życzenia, po czym cały czas zaskoczona, wydusiła z siebie:
 - Wiecie… nie wiem, co mam powiedzieć… Rura pękła, tak?! – zaśmiała się w stronę Basi, dając jej kuksańca w bok - jesteście najwspanialszymi przyjaciółmi, jakich mogłam sobie wymarzyć, uwielbiam was wszystkich! To najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek w życiu dostałam! Zawsze chciałam mieć imprezę-niespodziankę! – po czym rzuciła się na szyję biednemu w tamtym momencie Zbyszkowi – ZBIGNIEEEW! Ile ja cię nie widziałam! Cholernie się za tobą stęskniłam! Tak się cieszę, że jesteś – pocałowała chłopaka w policzek i usłyszała znaczące chrząknięcie z boku należące do Michała i śmiech wszystkich dookoła
- Tak Misiek, za tobą też się stęskniłam! – dodała niby od niechcenia, ale zaraz rzuciła się na szyję chłopakowi
            Powyciągali z samochodów zakupy, jakie znajomi zrobili na imprezę i wrócili do mieszkania. Po życzeniach i prezentach, kolejny raz odśpiewano „sto lat”, pokrojono tort i rozlano do kieliszków szampana. Impreza trwała do białego rana. Nikt nie szczędził sobie alkoholu, wszyscy pozdzierali gardła, urządzając karaoke, aż posnęli praktycznie tam i tak, jak stali. Tylko Aga cały czas trzymała się na uboczu. Marta wcale nie miała jej tego za złe, wiedziała, że wręcz dziwnym zachowaniem byłoby, gdyby dziewczyna na całego bawiła się z resztą. Będąc na balkonie, miały nawet okazję zamienić kilka słów, jednak ze względu na to, że ciągle im ktoś przerywał, postanowiły jutro wyjść na spacer i wtedy na spokojne porozmawiać.
            Nazajutrz Marta jak zawsze obudziła się pierwsza. Na palcach, w pozycji jakby uprawiała łyżwiarstwo figurowe, mijała wszystkie napotykane przeszkody, którymi w większości przypadków byli jej urodzinowi goście, którzy spali w najróżniejszych pozycjach. W kuchni złapała butelkę wody i wyciągnęła domową apteczkę w poszukiwaniu czegoś od bólu głowy. Złapała najlepszy środek – aspirynę i dalej rozkoszowała się wodą. Chwilę potem dołączył Michał.
- Też chcę! – powiedział wyciągając z lodówki kolejną butelkę wody i upijając jej znaczną ilość – chyba trochę przegięliśmy wczoraj, co?
- Oj, chyba tak… głowa mi zaraz pęknie! – odpowiedziała mu Marta
- Mi też… właśnie! – powiedział sam do siebie i wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił z małym ozdobnym woreczkiem – zapomniałem o prezencie dla ciebie! Wszystkiego najlepszego, Kochanie – dodał, całując zaskoczoną dziewczynę
- Ale przecież wczoraj dostałam od was prezenty – odpowiedziała
- Tak, ale tamte były od wszystkich. Ten jest ode mnie.
            Marta wyciągnęła z woreczka srebrny pierścionek z wisiorkiem w postaci serduszka. Na wewnętrznej stronie wygrawerowane było „Mojej M.”. No tak, wszyscy doskonale znali jej zamiłowanie do srebrnej biżuterii, więc dziewczyna domyślała się, że to stanowiło większość upominków.
- Dziękuję…- wydusiła w końcu z siebie, zakładając pierścionek i wtulając się w chłopaka – jest piękny…
- Miałem nadzieję, że ci się spodoba – odpowiedział Michał obejmując dziewczynę
- Ja też mam coś dodatkowego – w kuchni jakby spod ziemi wyrósł Krzysiek i wręczył dziewczynie podarunek
- Czy wyście wszyscy powariowali?! – zaśmiała się Marta
- Nie marudź Mała, razem wybieraliśmy, odbywając przy tym „męską” rozmowę – zażartował Krzysiek
            Marta rozpakowała prezent od przyjaciela. Jej oczom ukazała się srebrna bransoletka z brązowym skórzanym paskiem. Na niej również wygrawerowana była dedykacja: „Małej, wrednej Paskudzie, K.”. Walawska przeczytała na głos napis i zaczęła się śmiać.
- Pięknie mnie podsumowałeś. Dzięki!
- Najkrócej, jak się da – zaśmiał się Ignaczak – Walawska w trzech słowach, to zawsze będzie „Mała, wredna Paskuda”!
            Gdy wszyscy wstali, doprowadzili się do stanu używalności i zjedli śniadanie, przyszedł czas na rozpakowanie pozostałych prezentów. Ze wspomnianej wcześniej biżuterii Marta dostała bransoletkę z pereł ze srebrną kokardką wysadzaną cyrkoniami oraz naszyjnik z wisiorkiem wkształcie serca. Dodatkowo od Krzyśka, Karoliny z Maćkiem, Agi, Winiarów i Wlazłych otrzymała ogromną antyramę wypełnioną przeróżnymi zdjęciami, mniej i bardziej ją „kompromitującymi”.
- Nie! – jęknęła tylko, ku uciesze pozostałych – i co teraz? Będę musiała znaleźć jej dobre miejsce do schowania, przecież wstyd to powiesić gdziekolwiek!
- Marudzisz Walawska! – zaśmiała się Karolina – pięknie powychodziłaś na wszystkich zdjęciach! Najładniej na tym! – wskazała na zdjęcie, na którym dwie małe dziewczynki siedzą na plaży w samych pampersach i próbują lepić zamek z piasku. Pomaga im starszy chłopiec, który szczerząc się wskazuje na brak górnych jedynek oraz dziewczyna, która zdaje się być niezadowolona ze „współtowarzyszy”
- Nie śmiej się, ty też wyglądasz tu równie cudownie – odpowiedziała jej Marta. Znała dokładnie historię tego zdjęcia. Wakacje w Sopocie 1988 rok. Jeden z pierwszych wspólnych wyjazdów Walawskich i Ignaczaków „w pełnym składzie” Rocznikowo obie miały 2 latka, Krzysiek natomiast miał 10 lat, stąd wspomniane braki w uzębieniu. Wspomniana „niezadowolona” dziewczynka to dwunastoletnia wówczas Joanna, siostra Marty, która faktycznie była w nienajlepszym humorze, że musi się opiekować młodszą siostrą.
            Walawska uważnie oglądała wszystkie fotografie wspominając uwiecznione na nich chwile. Na wielu był również Arek. A to jakieś wspólne zdjęcie ze ślubu Gołasiów, a to z sierpniowego Memoriału Wagnera. Pomyśleć nawet się nie chce, że tylko to im teraz zostało. Zdjęcia i wspomnienia. Z zamyślenia wyrwał ją głos Zbyszka:
- To co ciekawego dziś robimy?
- Gnijemy w domu – odpowiedziała mu Karolina – nie wiem jak wy, ale ja nie widzę siebie nigdzie indziej, niż przed telewizorem. Zamówimy jakąś pizzę, alkoholu jeszcze trochę jest, a jak zabraknie, to uśmiechniemy się wszyscy do Marty i może po starej znajomości poczęstuje nas tym, co wczoraj od nas dostała – puściła oczko do przyjaciółki
- No raczej nie spodziewam się, że kupiliście mi to wszystko w celach kolekcjonerskich – zaśmiała się Walawska – jak dla mnie pomysł okej, ale ja robię dzisiaj serię spacerów z tobą, tobą i tobą – tu wskazała palcem po kolei Agę, Michała i Krzyśka.

* * *
No to jest osiemnastka. Tak się rozpisałam, że musiałam w końcu uciąć w pewnym momencie. Ale to na plus, bo jest już część następnego rozdziału, więc może szybciej się pojawi :) Biżuteria, którą dostała Marta pochodzi ze sklepu Florentines. Wyjątkowo zlinkowałam jej wygląd, bo jest urzekająca. Trójka nowych bohaterów w tym rozdziale się pojawia: nowi znajomi Marty ze studiów. Zdjęcia proszę bardzo, natomiast informacji o nich za wiele nie ma (i chyba nie będzie w sumie) :) Aha, nowy szablon, bo stary nie chciał współpracować od jakiegoś czasu. A, no i wybaczcie mi tę "wazelinę" z prezentami :D Nie lubię strasznie takich cukierkowych rzeczy pisać, ojj jak nie lubię!
W ogóle mam pewien pomysł na coś nowego. Ale historia jest tak zupełnie inna od wszystkich i tak pokręcona, że większość z Was raczej ucieknie, niż przysiądzie poczytać. W każdym razie nie wiem jeszcze do końca, którego siatkarza "wplątać" w ową historię. Może jakieś propozycje w komentarzach, tak w ciemno? :)
Pozdrawiam, niecodzienna

piątek, 19 października 2012

ROZDZIAŁ 17.



             Tak jak przypuszczała Marta, to był jeden z trudniejszych tygodni w jej życiu. W całej tej sytuacji pocieszeniem był fakt, że Aga nie odniosła dużych obrażeń w wypadku i już w poniedziałek w nocy wróciła z rodzicami oraz rodziną Arka do Częstochowy. We wtorek od rana Walawska razem z Karoliną i Magdą Szymańską przebywały w mieszkaniu Agi i Arka, pomagając w rozpakowaniu dziewczynie. Początkowo wszystko szło sprawnie mimo, że Aga była bardzo apatyczna i wszystkie czynności wykonywała mechanicznie. Dramat rozpoczął się, gdy z kosmetyczki wypadły jej kolczyki ślubne. Wtedy to Agnieszka rozpłakała się na dobre i do momentu wyjścia na mszę za Arka siedziała w fotelu, przytulając do siebie owe znalezisko i płacząc. Nie dało rady niczym jej uspokoić, a i dziewczyny wiedziały, że nie ma to większego sensu. W końcu one same czuły się fatalnie, a to co przeżywała Aga mogły sobie tylko wyobrazić i wiadome było, że jej ból jest o wiele silniejszy.
            Około 17.30 przyjechał Krzysiek razem z Michałem, Maćkiem i Grześkiem Szymańskim, którzy cały dzień pomagali rodzicom i teściom Arka w kwestiach organizacyjnych dotyczących mszy, przewiezienia Arka do Ostrołęki oraz czwartkowego pogrzebu, później spędzili czas u Michała i Dagmary. Wszyscy zapakowali się do samochodów i pojechali do Katedry Świętej Rodziny, gdzie o 18.00 miała rozpocząć się msza. Kościół, a także plac przed nim wypełnione były po brzegi. Rodzina, znajomi, siatkarze – zarówno z reprezentacji Polski, jak i z zespołu Wkręt-met Domex AZS Częstochowa, w którym przez ostatnie cztery lata przed wyjazdem do Padwy grał Arek, jak również tłumy kibiców i ważne osobistości zarówno z Częstochowy, jak i całej Polski – wszyscy przybyli, by pożegnać Arka tu w Częstochowie. Sztandar AZSu nieśli Edward Skorek i Stanisław Gościniak, natomiast trumnę - przyjaciele z boiska i prywatnie: Krzysiek z Piotrkiem Gackiem, Grzesiek Kokociński z Łukaszem Żygadło i Piotrek Gruszka z Grześkiem Szymańskim. Marta nie mogła patrzeć na Krzyśka. Wtulona w objęcia Michała płakała jak małe dziecko. Dwa miesiące wcześniej był świadkiem na jego ślubie, by teraz razem z kolegami prowadzić go w jego przedostatnią podróż, ostatnią w Częstochowie. Były przemówienia, były łzy wszystkich, atmosfera była tak ciężka, że śmiało można było ją kroić nożem. Kolejny wybuch płaczu dopadł Martę, gdy przemawiał Andrzej Gołaszewski, wiceprezes PZPS.
- Wszyscy sobie zadajemy pytanie, dlaczego właśnie teraz Arek musiał odejść? Widocznie Najwyższy Trener potrzebował go w niebiańskiej reprezentacji, gdzie będzie grać razem z takimi siatkarzami jak Hubert Wagner, Zdzisław Ambroziak, Aleksander Skiba – zakończył Gołaszewski.
            Po mszy trumnę do karawanu znów nieśli przyjaciele Arka. Tłum przed katedrą wołał tak, jak na meczach z jego udziałem: „Arek Gołaś, Arek Gołaś!” To nie poprawiało nastroju nikomu. Płakali wszyscy: od najbliższych, po kibiców, kobiety, mężczyźni, dzieci – nie było wyjątków. Agnieszka, również płacząc, tuliła i pocieszała płaczące fanki, którym dodawała otuchy. Kibice również nie pozostawali jej dłużni. Podkreślali, że na pewno wszystko się ułoży i powtarzali to, co dotąd powtarzała jej rodzina i przyjaciele: że musi być silna. Dla Arka, który będzie się o nią troszczył. Gdy trumna spoczęła w karawanie, który powoli zaczął odjeżdżać rozległy się gromkie brawa. To dowodzi, jak wielkim człowiekiem był Arek według każdego. W ten właśnie bardzo piękny sposób historia Arkadiusza Gołasia w Częstochowie dobiegła końca.
            W środę rano karawan z Arkiem, państwo Gołaś z Kasią, państwo Dziewońscy z Agnieszką oraz Krzysiek, Marta z Michałem i Karolina z Maćkiem wyjechali do Ostrołęki. Po południu odbywał się różaniec dla rodziny i najbliższych, jednak przed kaplicą przy ulicy Kujawskiej i tak zebrał się tłum ostrołęczan, którzy modlili się za duszę Arka. Przez całe nabożeństwo przy otwartej trumnie siedziała Aga, trzymając Arka za rękę. Podobnie jak w ostatnich dniach nikt nie szczędził łez. Krzysiek miał na szczęście wsparcie Ewy, u której swoją drogą cała piątka nocowała. Cały pobyt w kaplicy trwał kilka godzin, każdy miał możliwość osobiście pożegnać się po raz ostatni z ukochanym synem, wnuczkiem, bratem, zięciem, siostrzeńcem, bratankiem, kuzynem, czy po prostu przyjacielem.
            W czwartek o 14.30 w kościele Świętego Franciszka z Asyżu rozpoczęła się ostatnia podróż Arka. Podobnie jak w Częstochowie, tak i w Ostrołęce obecne były tłumy. Po mszy kondukt przeszedł ulicami miasta na cmentarz. Ostatnie pożegnanie było bardzo krótkie. Mimo wszystko, nikt nie chciał przedłużać tej chwili. Przed samym opuszczeniem trumny do grobu Krzysiek położył na niej koszulkę z numerem „16”, która również spoczęła w grobie. Ten gest sprawił, że Marta kolejny raz zaczęła płakać. „Żegnaj przyjacielu” dobiegł do niej szept stojącego obok Krzyśka, któremu po policzkach ciekły łzy. Widok ten rozkleił ją jeszcze bardziej. Gdy zakopywano trumnę, kibice podobnie jak w Ostrołęce skandowali imię i nazwisko Arka. Wszystkie szaliki, zarówno biało-czerwone z napisem „Polska”, jak i w barwach AZS Częstochowy były w górze. Wszyscy składali kwiaty i palili znicze. Agnieszka płakała w objęciach Krzyśka, który starał się chronić dziewczynę przed kibicami. Wiedział, że chcą oni złożyć kondolencje, jednak obawiał się, czy Aga to wytrzyma.
            Po pogrzebie cała rodzina Arka oraz Krzysiek, Marta z Michałem, Karolina z Maćkiem, Grzesiek z Magdą, Michał z Dagmarą, Mariusz z Pauliną oraz Piotrek z Agatą zostali zaproszeni na obiad do ostrołęckiej restauracji, po której wspomniana jedenastka ruszyła w drogę. Dochodziła 18:00, więc Walawska po konsultacji ze współlokatorami zaprosiła wszystkich do ich mieszkania na Petofiego, by nie musieli jechać po nocy. Tak więc pożegnali się z Agą, oraz rodzicami i teściami Arka, po czym ruszyli w drogę. Przed wyjazdem z Ostrołęki, zajechali jeszcze na cmentarz. Najdłużej przy grobie został Krzysiek. Gdy długo nie wracał, Marta postanowiła po niego pójść, bo czas zaczynał naglić. Siedział na ławeczce. Gdy była już dość blisko usłyszała słowa przyjaciela:
- I Agą się opiekuj, Stary… Strasznie cierpi… - Marta położyła przyjacielowi rękę na ramieniu, który zwrócił się do niej – to bez sensu Mała… dwa miesiące temu byłem świadkiem na jego ślubie, a we wtorek i dziś nieśliśmy z chłopakami jego trumnę. Gdzie tu jest sens? – prychnął na końcu, ocierając łzy
- Gdzieś jest… przynajmniej tamten go widzi – powiedziała wskazując ręką niebo – chodź, jesteś zmarznięty. Poza tym chcielibyśmy już jechać… - dodała niepewnie
- Dziękuję Mała, że jesteś… - powiedział Krzysiek przytulając przyjaciółkę – nie wiem, jakbym sobie…
- Dałbyś sobie na pewno radę – przerwała mu Marta i uśmiechnęła się – jesteś przecież dużym dzielnym chłopcem, który niczego się nie boi
- Teoretycznie tak – odwzajemnił uśmiech, robiąc to po raz pierwszy od piątku, po czym oboje ruszyli w stronę głównej bramy.
            Musieli trochę pokombinować w rozkładzie pasażerów, ponieważ Walawska nie zgadzała się, żeby Krzysiek prowadził w takim stanie, co popierali przede wszystkim Karolina z Maćkiem i Grzesiek z Magdą. Michał z kolei nie był zbyt zadowolony z faktu, że miałby podróż spędzić oddzielnie z Martą, za co porządnie oberwał od niej na osobności. W końcu udało się: Karolina z Maćkiem i Michałem na przodzie „wycieczki” w samochodzie Karwowskiego, Grzesiek i Magda z Krzyśkiem i Martą w aucie Ignaczaka, Michał i Dagmara swoim samochodem, zabierając Piotrka z Agatą, natomiast Mariusz i Paulina zamykali ten sznur autem Marty („niech tylko zobaczę jedna rysę, to pożałujesz Wlazły!”). Podróż minęła im bardzo szybko. Walawska wraz z Krzyśkiem usnęli zanim jeszcze zdążyli wyjechać z Ostrołęki i spali do samej Warszawy. Na Petofiego dotarli dobrze po 21. Wszyscy zmęczeni byli wrażeniami ostatnich dni, więc każdy marzył o pójściu spać. Rozpoczęło się kolejne planowanie na miarę strategii wojennych: jak wszystkich ułożyć, żeby było wygodnie. Mieszkanie, jak wiadomo, małe nie było. Jednak nawet trzy pokoje mogą nie wystarczyć, jeśli nocować ma jedenaście osób. Na szczęście zarówno rodzice Marty, jak i państwo Ignaczak są na tyle zapobiegawczy, że zaopatrzyli dziewczyny w dużą ilość pościeli oraz w dmuchane materace. Wszyscy postanowili, że Gackowie, Michał z Dagmarą i Mariusz z Pauliną będą spali w salonie, Marta z Michałem i Karolina z Maćkiem w pokoju narzeczonych, natomiast Grzesiek z Magdą i Krzysiek w pokoju Walawskiej.
- Gato jesteś najniższy, weźcie z Agatą materac – marudził Winiar
- Przecież chyba wygodniej ci na materacu, niż na łóżku? – odpowiedział Piotrek
- Za nisko i za bardzo… bujająco – odpowiedział Michał, czym wprawił wszystkich w rozbawienie – no co, nawet nie wiecie jak pozostałości choroby lokomocyjnej potrafią dać się we znaki na takim materacu! – teraz śmiali się już wszyscy
- O co chodzi? – spytała Marta słysząc rozmowę z drugiego pokoju – trzy pary i trzy noce do przespania, będziecie się zmieniać. A na dziś proponuję losowanie
- Jak trzy noce? – spytał zdumiony Mariusz – przecież do jutra jest jedna noc?
- No chyba nie myślicie, że z Karoliną i Maćkiem puścimy was na te wasze Bełchatowy i Częstochowy jutro? Macie wszyscy wolne do niedzieli, więc zostajecie do niedzieli. Muszę się wami nacieszyć, bo pewnie następny raz zobaczymy się, jak przyjedziecie do Warszawy na mecz!
- Ale nie chcielibyśmy nadużywać… - zaczęła Agata
- Żadnego „ale”! Będzie mi przykro, jak nas jutro zostawicie
- W sumie czemu nie? – odezwała się Paulina – ruszymy na zakupy w weekend – dodała znacząco poruszając brwiami, a Dagmara pokiwała głową
- O nie… - dalej marudził Winiar – to oznacza Panowie kryzys w naszych portfelach!
- No, czyli wszystko dogadane! – Walawska uśmiechnęła się do nich – a teraz wybaczcie, ale muszę was opuścić. Misiek od pół godziny mi marudzi, że jest zmęczony, ja z resztą też. Tak więc dobranoc – dodała, po czym wróciła do pokoju Karoliny i Maćka.
            Cała trójka smacznie spała, więc Marta delikatnie wpasowała się w objęcia Michała, starając się go nie obudzić. Kubiak tylko uśmiechnął się nie otwierając oczu, po czym szczelnie objął Walawską.

* * *
Wróciłam! Wybaczcie, że tak długo to trwało, ale czas leci tak szybko, że nie zdążyłam się obejrzeć, a od ostatniego rozdziału minął prawie miesiąc! Inne obowiązki mnie zawezwały i tak to właśnie się kończy. Ale teraz jestem, ze starymi i nowymi pomysłami, więc postaram się, by następne rozdziały pojawiały się regularnie, mniej więcej raz w tygodniu. Dodatkowa informacja jest taka, że musicie teraz przygotować się na duże skoki w czasie, gdyż do tak zwanej przeze mnie "akcji właściwej" jest jeszcze około roku, więc muszę trochę poskakać do przodu, żeby Was nie zanudzić tym, co w ogólnym zarysie mojej szmirki jest tylko wstępo-tłem :) W tym rozdziale jest mało akcji, ale same rozumiecie, że tematu Arka nie mogłam zostawić na etapie poprzedniego rozdziału. Aczkolwiek pozornie ten temat kończymy ("pozornie", gdyż jako przyjaciel Krzyśka, a przez to i Marty, będzie się przewijał, np. w ewentualnych wspomnieniach. No i jest jeszcze Aga, która też w jakiś sposób na pewno będzie częścią "Układu z życiem"). Poza tym w zakładce bohaterowie pojawiła się już nowa osoba, Barbara Zawadzka. Po opisie oczywiście od razu wiadomo, kim będzie. Miała zostać wprowadzona już w tym rozdziale, ale przedłużyła mi się akcja częstochowsko-ostrołęcka, więc prawdopodobnie pojawi się już w osiemnastce.
Dziękuję za wszystkie pozytywne opinie, które niesamowicie budują i motywują do dalszej zabawy w pisanie. Życzę miłej lektury :) Pozdrawiam, niecodzienna.