piątek, 14 września 2012

ROZDZIAŁ 10.


            Od dwudziestu minut cała trójka próbowała zapakować się do samochodu Marty, jednak chłopcy cały czas sprzeczali się o coś. Tym razem poszło o to, który z nich siedzi z przodu, bo obaj, jak twierdzili, mają chorobę lokomocyjną.
- No jak babcię kocham, zaraz się skończy moja cierpliwość i każdy dostanie po kopie w dupę i będziecie jechać tym pociągiem! Zwariować z wami można! – Marta zaczynała się na nich naprawdę wkurzać
- No bo… - zaczęli obaj
- Żadnego kurwa „no bo”, siadać mi z tyłu jeden z drugim i nie chcę słyszeć ani słowa do samej Warszawy! – Michał ze Zbyszkiem posłusznie usiedli z tyłu, Marta w tym czasie włączyła muzykę i zrobiła głośniej, gdy usłyszała „Autsajdera”. Spojrzała we wsteczne lusterko – i co, nie dało rady tak się zachowywać od początku? Zobaczcie jak przyjemnie… „No i wódy, wódy brak” – zaśpiewała razem z Ryśkiem
- Matko, ale kariery muzycznej, to ty chyba nie zrobisz – Zbyszek ostentacyjnie zatkał sobie uszy. Marta tylko popukała się w głowę dając do zrozumienia, by zrobił to samo, na co ten wypiął jej język. Zatrzymali się na stacji benzynowej, by zatankować i napić się kawy.
- Ja chyba muszę się kimnąć – powiedział Michał
- A w nocy to co robiłeś? – spytała rozbawiona Marta
- Jak to co? Czatował z kamerą licząc, że uda mu się nagrać seks taśmę! – odpowiedział za przyjaciela Zbyszek
- Bartman, ty to jednak jesteś pojebany – rzuciła rozbawiona Walawska, kręcąc głową z politowaniem – ale niech stracę, dawaj do przodu na ploteczki, niech się Misiek wyśpi
- Na ploteczki? Sorry, ale ja jestem poważnym człowiekiem i się plotkami nie zajmuję!
- Zawsze możesz dokończyć podróż w bagażniku, między walizkami, jak ci nie odpowiada!
- Dobra, dobra, żartowałem! – powiedział Zbyszek, wyobrażając sobie, jak gnieździ się ściśnięty między bagażami.
Dopili kawę i ruszyli w drogę. Jak na tak daleką podróż, minęła im szybko, bez większych zakłóceń. Michał spał prawie do samej Warszawy, za to Zbyszek nadrabiał za nich dwóch i sprawiał, że Marcie uśmiech nie schodził z ust. Cieszyła się, że spotkała w piątek chłopaków. Dobrze czuła się w ich towarzystwie i wiedziała, że znajomość z nimi jest początkiem czegoś nowego, ale zdecydowanie fajnego. Z resztą zawsze wolała towarzystwo facetów. Śmiała się z Karoliną, że baby nie robią nic innego, tylko wiecznie narzekają, stwarzają fochy i same nie wiedzą, czego chcą.
Dojechali właśnie pod blok Zbyszka. Siatkarz wysiadł i wyjął swoją walizkę z bagażnika, Michał w tym czasie usiadł na siedzeniu pasażera.
- Przyjedź do nas jutro na Petofiego! – powiedziała Marta
- Ale tylko wtedy, jak zrobisz obiecaną parapetówkę – zaśmiał się
- Dobra, coś się ogarnie – rzuciła puszczając mu oczko, po czym ruszyła z drugim towarzyszem podróży do domu – ja nie wiem, jak wy możecie się przyjaźnić. Jesteście przecież zupełnie różni! – zwróciła się do Michała
- Tak myślisz? – spytał chłopak – tak naprawdę jesteśmy do siebie bardzo podobni. Obaj wybuchowi, czasem złośliwi…
- Niby tak, ale ty jesteś spokojniejszy, potrzebujesz czasu, żeby się rozkręcić w towarzystwie i czasem sprawiasz wrażenie wręcz zamkniętego w sobie. Zbyszek to chodzący wulkan energii, jemu jest wszędzie dobrze, z każdym się dogada, zawsze się jakoś w to towarzystwo wpasuje.
- W sumie nie do końca. Jak ktoś lub coś Zibiemu nie podpasuje, to bez kija nie podchodź. No, ale skoro mówisz, że jesteśmy różni… – zaśmiał się – widocznie przeciwieństwa się przyciągają, jak to mówią
            Marta zaparkowała pod ich blokiem, po czym wzięli swoje bagaże i ruszyli na górę. Gdy weszli do mieszkania, od razu doleciał do nich zapach lasagni. Dopiero wtedy Marta uświadomiła sobie, jak bardzo jest głodna.
- Jestem z moją niespodzianką – rzuciła w stronę kuchni, skąd dobiegały rozmowy narzeczonych
- Wchodźcie, wchodźcie! Cześć Ka… ooo, Michał, miło cię widzieć – powiedziała Karolina, wychodząc do nich i próbując ukryć zaskoczenie, które Marta wyłapała bez najmniejszego problemu. Na szczęście siatkarz niczego nie zauważył.
            Zanieśli swoje walizki do pokoju Walawskiej, po czym całą czwórką zasiedli do kolacji. Specjał Karoliny smakował wyśmienicie
- Musisz mnie wreszcie nauczyć ją przyrządzać! – powiedziała Marta nakładając sobie kolejną porcję
- Mówiłam ci, że to banał, pół godziny roboty i gotowe!
            Po kolacji zmęczeni podróżą Marta z Michałem postanowili pójść wcześniej spać. Tak więc Misiek dostał swój przydział pościeli w salonie, po czym każdy po uprzedniej okupacji łazienki zaszył się w swoim pokoju. Marta napisała jeszcze smsa Krzyśkowi, że wyjazd do Piły zakończył się w pewnym sensie klapą, a po otrzymaniu odpowiedzi, że z kolei jego wyjazd zapowiada się z każdą minutą coraz lepiej, uśmiechnęła się do telefonu na myśl, co może robić teraz jej przyjaciel. Już miała się położyć, gdy drzwi do pokoju uchyliły się lekko.
- Mogę? – spytała Karolina
- Pewnie, wchodź – odpowiedziała Marta pokazując, by usiadła obok niej na łóżku
- To opowiadaj, co się wydarzyło w tej Pile i jak to się stało, że pojechałaś do jednego faceta, a przywiozłaś drugiego?
- Daj spokój, to nie tak, jak sobie wyobrażasz – zaśmiała się Marta i opowiedziała przyjaciółce wszystko od momentu przypadkowego spotkania z chłopakami w parku. Mówiła właśnie o tym, jak to Zbyszek „wylosował” sobie spanie z nią w pokoju
- I co, i wy… tego?! – spytała otwierając szeroko oczy z przerażenia
- Zwariowałaś?! Za kogo ty mnie masz? Spanie z facetem w jednym łóżku nie oznacza od razu niewiadomo czego, co ty się z choinki urwałaś?!
- Nie no, bo mówisz o tym tak spokojnie, że już sama nie wiem, czego się spodziewać…
- Idź, głupia jesteś! Bo to raz spałam z Krzyśkiem w jednym łóżku? I jakoś nikomu nic się nie stało. Poza tym bez przesady, Zbyszek jest zajebistym chłopakiem, ale totalnie nie w moim guście!
- A Michał? – Karolina zmrużyła oczy
- Co Michał? – Marta próbowała grać na czas udając, że nie wie o co chodzi przyjaciółce
- Walawska, dobrze wiesz, o co mi chodzi!
- Nie wiem Karolina… - zaczęła niepewnie – mimo, że jak twierdzi, są z Zibim do siebie bardzo podobni, dla mnie on jest zupełnie inny. To jest wiesz… jakby to dobrze ująć… inny rodzaj hmm… chemii? Tak, nazwijmy to chemią. No więc jest to inny rodzaj chemii, niż z Kamilem. Wiesz, z nim było mi dobrze w pewien sposób, ale wkurzało mnie, że z niego takie „ciepłe kluchy”, na wszystko się zgadza, jakby mógł, to by mi dupę miodem wysmarował, wiesz o czym mówię. Misiek jest inny… jakoś tak ciągnie mnie do niego. Tak wiem, zaraz dostanę kazanie, że znamy się krótko, że młodszy, że wszystko, co złe. Ale co ja poradzę, że lubię, kiedy do mnie dzwoni? Że lubię słyszeć jego głos, lubię, kiedy się uśmiecha, kiedy się złości, kiedy mówi do Zbyszka „zamknij się, pacanie!”? – zaśmiała się sama do siebie, gdy go naśladowała – że lubię to zakłopotanie na jego twarzy, kiedy nie wie, co ma powiedzieć i to, jak daje się nabrać, gdy z Zibim robimy sobie z niego jaja… a nawet to, że nigdy nie pił herbaty z sokiem malinowym, bo uważa to za niepołączalne… Co ja mam Karola na to poradzić, powiedz mi? Nic.
- Ja pierdolę, dziewczyno, czy ty siebie słyszysz? – na twarzy Karoliny widać było ogromne zaskoczenie – ty wpadłaś po uszy! Nie wierzę, zadurzyłaś się w Kubiaku!
- Ciszej, kurwa! Chcesz, żeby się przestraszył i uciekł?
- Daj spokój, on już dawno śpi, sprawdziłam przed przyjściem do ciebie i specjalnie zamknęłam drzwi do salonu. O nie wierzę, no po prostu nie wierzę, hahaha, cyrk na kółkach!
- Dzięki kurwa! Jak zawsze pomoc nadchodzi z każdej strony…
- Dobra, nie marudź i idź spać, a jutro pomyślimy, co z tym fantem zrobić.
- Co zrobić, jakie zrobić, z jakim fantem? Ty już lepiej nic nie rób, ja sobie sama z tym wszystkim poradzę! Jakoś to ogarnę…
- Taa, jasne… - powiedziała Karolina wychodząc z pokoju – dobranoc! Mokrych snów z Ku… - nie dokończyła tylko pospiesznie zamknęła drzwi, inaczej groziło to zarobieniem poduszką.
            Marta postanowiła nie przejmować się tym, jak całą sytuację podsumowała przyjaciółka. Jak to ktoś kiedyś mądrze powiedział „będzie, co ma być”. Nawet nie podejrzewała, że w głowie Karoliny zrodził się już chytry plan, by tych dwoje, jak to sobie pomyślała, „ogarnęło temat jak trzeba”.

* * *
No to mamy pierwszą dziesiątkę. Pozdrawiam, niecodzienna.

1 komentarz:

  1. pochłonęłam tę dziesiątkę bardzo szybko i muszę powiedzieć, że strasznie się uśmiałam :D bardzo mi się podoba to opowiadanie. jak tylko znajdę więcej czasu, doczytam resztę i napiszę coś sensownego na temat treści :) i tak w ogóle to dziękuję za ten długi i miły komentarz :*

    OdpowiedzUsuń