niedziela, 9 września 2012

ROZDZIAŁ 4.


            Weekend minął Marcie zdecydowanie za szybko. Gdy tylko Krzysiek nie spędzał czasu z rodziną, szli z Martą na ich ulubioną ławkę w pobliżu placu zabaw, na który przychodzili będąc dziećmi. Czasem dołączali do nich Karolina z Maćkiem, jednak Ignaczakówna wiedziała, że brat i przyjaciółka, mimo stałego kontaktu, zawsze mają dużo do nadrobienia, więc starała się im nie przeszkadzać. Krzysiek z kolei cały czas mówił o Ewie. Marta znała chłopaka nie od dziś i wiedziała, że szykuje się coś poważniejszego. Martwiła się tylko, czy Ewa myśli podobnie i czy okaże się być taką osobą, jaką dała się poznać na weselu Arka. Nie chciała, żeby przyjaciel wpakował się w coś, przez co potem będzie cierpiał. Widziała go już nie raz, gdy „ta jedyna” nią się nie okazywała, nie chciała więc, żeby i tym razem było podobnie. I chociaż starała się studzić entuzjazm Krzyśka, jej również udzielał się humor przyjaciela:
- W sumie welon złapała, więc może pora, by się ustatkować panie Ignaczak? – zażartowała.
- Do welonu daleka droga, na razie wiem, że jest sympatyczną osobą, Arek też mi ją ODPOWIEDNIO zareklamował – zaśmiał się Krzysiek, akcentując słowo „odpowiednio” – czas pokaże, co z tego wyjdzie.
            W niedzielę wieczorem każde z nich poszło do domu, by się spakować. Krzysiek wracał do Spały, Marta natomiast szykowała się do wyjazdu z przyjaciółmi nad morze. W poniedziałek wczesnym rankiem trzy samochody gotowe do odjazdu stały pod domem Ignaczaków. Marta z Karoliną pożegnały się z Krzyśkiem i dołączyły do reszty towarzyszy. Podzielili się po równo: z Grześkiem jechały Justyna, Iza i Marta, natomiast z Maćkiem – Karolina, Kamila i Magda. Kamil pojechał wcześniej i mieli się spotkać już w Jastrzębiej Górze. Miał przygotować dla nich domek, nie chciał obarczać tym wujostwa, które jak to w sezonie miało pełne ręce roboty. Postanowili robić jak najmniej przystanków, bo i bez nich czekała ich prawie dziesięciogodzinna podróż. Po dotarciu na miejsce, wypakowali bagaże z samochodów i ruszyli na plażę. Po drodze wstąpili do sklepu po piwo, by nie siedzieć „o suchym pysku”, jak to śmiał się Kamil. Siedzieli na plaży do wieczora, cały czas żartując i wygłupiając się. W międzyczasie Karolina z Maćkiem, a także Justyna z Grześkiem ulotnili się gdzieś, by pobyć trochę sami.
            Zrobiło się chłodno i wszyscy postanowili wrócić do domku. Kamil dał Marcie swoją bluzę, gdyż ta będąc typowym „zmarzlakiem” trzęsła się z zimna niesamowicie. W drodze powrotnej została odciągnięta do tyłu przez Karolinę, która w tym czasie dała znać swojemu chłopakowi, by dołączył do reszty, gdyż chce porozmawiać z przyjaciółką.
- Wiesz, bo tak sobie myślałam… - zaczęła niepewnie Ignaczakówna – ty i Kamil, no wiesz… co myślisz?
- Co?! – Marta o mało nie zachłysnęła się resztką Nestea, którą piła – zwariowałaś, chcesz mnie zabić?!
- No co, Kamil to fajny chłopak znacie się przecież nie od dzisiaj i widać, że ciągnie go do ciebie, a i ty sprawiasz wrażenie…
- No i co w związku? Przecież to nie ma żadnej przyszłości.
- Skąd ta pewność? – Karolina zmrużyła oczy patrząc na przyjaciółkę
- A jak ty to sobie wyobrażasz? – Marta zaczynała się irytować – ja: Warszawa, on: Piła. Ile to jest kilometrów? Trzysta? Czterysta? A w Wałbrzychu spotkania z okazji świąt, na które przyjedziemy tak? No fajna perspektywa, nie powiem…
- Pieprzysz! Spójrz chociażby na Maćka i na mnie, daleko szukać nie trzeba. Ile kilometrów jest z Warszawy do Wałbrzycha? Prawie pięćset! I co? I dwa lata zleciały nawet nie wiem kiedy. I jakoś nie pamiętam, żeby kiedykolwiek było źle.
- To, że wam się tak wiedzie nie oznacza, że wszyscy mają tak cukierkowo – ironizowała Marta
- Ech, uparta jesteś jak zawsze. Marta wiesz o tym, że chcę dla ciebie jak najlepiej – zatrzymały się pod domkiem w czasie, gdy reszta do niego wchodziła - zastanów się, czy warto czekać na Jaśka w nieskończoność, w końcu on jakoś nie kwapi się do powrotu zza oceanu. Mówię ci, przemyśl to sobie na spokojnie – dodała, po czym weszła do środka.
            Będąc w domku, Marta wygrzebała z walizki bluzę, oddając Kamilowi jego własność i wyszła na zewnątrz. Usiadła na drewnianej huśtawce i zastanawiała się nad tym, co przed chwilą powiedziała jej przyjaciółka. Może faktycznie Karolina ma rację? To, że z Jaśkiem potoczyło się wszystko właśnie tak nie oznacza przecież, że już zawsze tak będzie. Jasiek… Marta uśmiechnęła się na myśl o nim. Poznali się w liceum i od razu coś między nimi było na rzeczy. Marta uwielbiała jego towarzystwo i ani się obejrzała, jak zostali parą. Sielanka jednak nie trwała długo, gdyż pod koniec drugiej klasy Jasiek, jako jeden z siedmiu najlepszych uczniów w Polsce, dostał propozycję rocznej wymiany studenckiej w Nowym Jorku. Propozycja była o tyle bardziej realistyczna, że w Nowym Jorku mieszkał jego ojciec, który po rozwodzie z mamą Jaśka, wyjechał do Stanów i ułożył sobie życie na nowo. Dla Marty to był cios. Wiedziała, że to koniec ich związku, który miał przecież trwać i trwać. Na początku utrzymywali stały kontakt, rozmawiając na Skype i pisząc maile. Z czasem jednak Jasiek odzywał się coraz rzadziej, maile były coraz bardziej zdawkowe, częściej jako odpowiedzi na jej pytania, niekiedy tylko dodał coś od siebie. Wśród ich znajomych krążyły plotki, że kogoś sobie znalazł, jednak Marta nigdy go o to nie zapytała. Nie chciała tego wiedzieć, nie chciała cierpieć jeszcze bardziej. Dlatego w końcu wszystko „rozeszło się po kościach”, chociaż tak naprawdę nigdy ze sobą nie zerwali. Na dodatek Jasiek postanowił zostać w Stanach jeszcze przez rok, by zdawać tam międzynarodową maturę, co kompletnie załamało dziewczynę. Wakacji sprzed roku praktycznie nie pamięta, dała wtedy porządnie popalić Karolinie i Krzyśkowi, którzy stanęli na wysokości zadania, by wyciągnąć Martę z tego „doła”. Pomimo, że od tych wydarzeń upłynęło już sporo czasu, chłopak nadal nie był Marcie obojętny. Nie potrafiła tak po prostu zapomnieć, wyrzucić go ze swojej głowy. I chociaż wiedziała, że nie ma to najmniejszego sensu, nadal wyobrażała sobie jak mała dziewczynka, że któregoś dnia Jasiek tak po prostu stanie w progu jej domu, powie, że nadal ją kocha, a ona rzuci mu się na szyję i od tej pory będą już razem. Marta uśmiechnęła się na samo wspomnienie o tym, jak bardzo była szczęśliwa u boku Jaśka.
- Co cię tak rozbawiło? – nawet nie zauważyła, że od kilku chwil Kamil stoi obok
- A, coś mi się przypomniało. Siadaj, co tak stoisz? – roześmiała się, wskazując chłopakowi miejsce obok siebie.
- Jak ci się tu podoba? Mam wrażenie, że nie bawisz się dobrze – powiedział siadając
- Ja? No co ty! Jest bardzo fajnie, musiałam tylko przemyśleć pewną kwestię… - Marta nie chciała rozmawiać z chłopakiem na temat Jaśka. Po pierwsze nie ufała mu na tyle, po drugie temat ten nadal był dla niej bolesny, więc wolała do niego nie wracać, a po trzecie uznała, że Karolina ma chyba rację, więc nie na miejscu byłoby zanudzać jednego chłopaka historiami o drugim – To co, kiedy przenosisz się do Piły? – zdecydowała, że zmiana tematu będzie najodpowiedniejsza
- Jakoś w połowie sierpnia, teraz po powrocie chciałbym jeszcze pobyć trochę w Wałbrzychu. A wy kiedy do Warszawy?
- W sumie zaraz po powrocie zaczniemy przewozić rzeczy. Mieszkanie stoi puste, więc lepiej wcześniej na spokojnie coś ogarnąć, niż później wszystko w pośpiechu i pozapominać wielu rzeczy, jak to mam w zwyczaju. Poza tym od dwunastego do czternastego jest Memoriał Wagnera, więc jak co roku jedziemy z Karoliną i jej rodzicami, by dopingować Krzyśka z trybun. Potem jeszcze chyba na trochę wrócę do Wałbrzycha, wyjdzie w praniu.
- Lubisz tego Krzyśka, co? – zaśmiał się, dając jej kuksańca w bok
- Lubię? Uwielbiam! Znam go odkąd pamiętam, on zawsze się śmieje, że w osiemdziesiątym szóstym urodziły mu się dwie siostry: Karola w kwietniu, a ja w listopadzie. Wychowywaliśmy się praktycznie we trójkę, nie raz obrywał od rodziców za mnie i za moje głupie pomysły. Ufam mu chyba bardziej, niż Karolinie, wiele razy udowodnił mi, że można na nim polegać. Więc w sumie, jak mam nie lubić swojego starszego brata? – zażartowała Marta
            Rozmawiali jeszcze długo, nawet nie zwrócili uwagi, jak w ich domku pogasły wszystkie światła. Powoli zaczynało świtać. Marta musiała przyznać, że naprawdę świetnie dogadywała się z Kamilem, a w trakcie rozmów wyszło, że mają podobny gust muzyczny, oglądają podobne filmy i czytają podobne książki. To spodobało jej się jeszcze bardziej.
- Co powiesz na wschód słońca na plaży? – zapytała w końcu. Lubiła takie widoki, zawsze najbardziej relaksowała się właśnie w ten sposób
- W sumie, czemu nie? – odpowiedział Kamil. Po chwili już byli w drodze.
            Gdy dotarli na miejsce, Marta usiadła na chłodnym piasku i podkuliła nogi. Chłopak usiadł obok i objął ją. Wpatrywała się w dal, szum wody niesamowicie ją uspokajał, a jednocześnie usypiał. Nawet nie zauważyła, gdy oboje zasnęli wtuleni w siebie.

* * *
Mamy rozdział 4. Trochę jestem zarobiona, bo kilka różnych "projektów" mam w głowie i staram się to wszystko ze sobą godzić, ale przez najbliższy tydzień czytania będzie zgodnie z moim planem, mam nadzieję, sporo. Przy okazji zapraszam na Siatkówka jest najważniejsza, jeden z tych "projektów", współtworzony również przeze mnie, chociaż póki co mnie tam mało jeszcze :)
Zapraszam do czytania, konstruktywna krytyka mile widziana. I kurczę nie lubię tego pisać, bo to z lekka takie "żebranie", ale byłoby miło, jakbyście zostawiali tu cokolwiek po sobie, żebym wiedziała, że nie piszę tego dla siebie, tylko dla kogoś. Chyba tyle. Pozdrawiam serdecznie, niecodzienna.

1 komentarz: