poniedziałek, 3 września 2012

ROZDZIAŁ 1.


- Cholera nie zdałam, nie ma szans! – Karolina chodziła w kółko, czekając aż Marta założy buty. Co chwila nerwowo patrzyła na zegarek – Bo kto w ogóle wymyślił te cholerne zasady? Wcześniej było dobrze, to jak zwykle chcieli coś ulepszyć! I oczywiście kto jest króliczkiem doświadczalnym?! Nasz rocznik, bo przecież nie może być inaczej!
- Nie spinaj się, przecież wiesz, że zdałyśmy – Marta spojrzała na przyjaciółkę z lekkim uśmiechem. W rzeczywistości denerwowała się równie mocno. – Dobra, możemy iść – dodała, kierując się w stronę drzwi. – Pa mamo!
- Daj znać, jak tylko będziecie miały wyniki! – rzuciła pani Anna na pożegnanie.
Dziewczyny ruszyły w stronę liceum. Dzisiaj był ten wielki dzień, w którym miały odebrać swoje świadectwa dojrzałości. Gdy tylko zniknęły za rogiem, Marta zapaliła papierosa.
- W normalnych warunkach znowu dostałabyś kazanie, ale dzisiaj jestem tak zdenerwowana, że nie wiem, czy sama zaraz nie zapalę – Karolina skrzywiła się na samą myśl o tym.
- Mogłabyś już skończyć zwłaszcza, że jak wiesz, nawet moi rodzice nic nie mówią – odparła Marta wolno wypuszczając dym.
- Bo wiedzą, że jesteś uparta i nic sobie z tego nie zrobisz. A szlabanu ci przecież nie dadzą, bo jesteś już pełnoletnia.
- Uparta, uparta – powtórzyła Marta przedrzeźniając przyjaciółkę – daj spokój, pomyśl lepiej, że już za miesiąc zamieszkasz z Maćkiem
- Pod warunkiem, że zdałam i dostanę się na pedagogikę – przypomniała Karolina.
Dalszą drogę do szkoły dziewczyny przebyły w milczeniu. Im bliżej było do szkoły, tym bardziej narastał w nich strach. Marta nerwowo spojrzała na przyjaciółkę. A co, jeśli faktycznie nie zdała? Jak wielki zawód sprawi rodzinie? Krzysiek też na pewno nie będzie zachwycony. Właśnie, Krzysiek. Na samą myśl o nim Marta poczuła, że się uśmiecha. Tęskniła za nim i nie mogła się doczekać momentu, w którym przyjedzie do Wałbrzycha. Uwielbiała go. Traktowała jak starszego brata, którego nigdy nie miała. Wiedziała, że mimo różnicy wieku rozumie ją bardziej, niż Karolina. To jemu pierwszemu zawsze się wypłakiwała, z nim pierwszym dzieliła się swoimi radościami i wszystkimi problemami. W dzieciństwie wielokrotnie brał winę na siebie, gdy razem coś przeskrobali. I chociaż rodzice Marty wiedzieli, że większość wybryków z reguły była jej pomysłem, zawsze dzięki wstawiennictwu Krzyśka uchodziły jej one na sucho. Teraz Krzysiek jest już w argentyńskim mieście Rosario, gdzie rozegra razem z reprezentacją dwa ostatnie mecze fazy interkontynentalnej przeciwko gospodarzom. Pierwszy z nich już jutro. Tak bardzo im kibicowała. Chciała, żeby spełniło się jedno z wielu marzeń Krzyśka, jakim był medal Ligi Światowej. Z zamyślenia wyrwał ją głos Karoliny:
- No to jesteśmy… Wiesz, ja chyba wrócę do domu – spojrzała niepewnie na Martę – Przecież jak nie zdałam, to będzie wiocha na cały Wałbrzych…
- Zwariowałaś?! Co ci da, że teraz nie odbierzesz tego świadectwa? A poza tym przestań pieprzyć, bo zdałyśmy obie i dostaniemy się na nasze studia też obie, i nie denerwuj mnie. Idziemy!
Pod szkołą stała już grupka uczniów. Jedni byli bardziej przejęci, inni mniej, jednak w powietrzu dało się wyczuć zdenerwowanie. Przyjaciółki umówiły się, że niezależnie od wyników będą czekały na siebie po rozdaniu świadectw pod szkołą, po czym każda udała się do grupek, w których stały osoby z ich klasy. Marta zapaliła kolejnego papierosa:
- Boże, jak ja się denerwuję – powiedziała do znajomych.
- Spoko, damy radę – odpowiedziała jej Justyna, przytulając się do Grześka.
- Właśnie! Jak nie my, to kto? – dopowiedziała Iza z uśmiechem.
            Iza i Justyna były jej najlepszymi koleżankami z klasy. Znały się długo, bo już w podstawówce poznały się na jakiejś wycieczce szkolnej. Potem okazało się, że trafiły do jednej klasy w liceum, tak więc trzymały się we trzy. Z czasem dołączył do nich właśnie Grzesiek, chłopak Justyny. Marta dopaliła papierosa, po czym we czwórkę weszli do szkoły. Ich klasa odbierała świadectwa w sali 14, tam więc się udali. W środku byli już prawie wszyscy razem z wychowawcą. Poczekali jeszcze chwilę na spóźnialskich, po czym wychowawca powiedział:
- Muszę przyznać, że bardzo się denerwowałem tymi wynikami. Jak wiecie, jesteście pierwszym rocznikiem, który zdawał maturę w takiej formie. Na szczęście mam same dobre wieści, cała klasa zdała wszystkie egzaminy – uczniowie odetchnęli z ulgą.
- A szkoła? – zapytała któraś z uczennic.
- Jest kilka osób, które nie zdało, najwięcej osób z matematyki, nie tylko w klasach matematycznych, również w klasie ogólnej kilkoro uczniów nie uzyskało wymaganych trzydziestu procent na poziomie podstawowym – Marta poczuła nerwowe ukłucie w żołądku – Ale, żeby nie przedłużać, bo na pewno jesteście ciekawi, jak wam poszło. Izabela Adamczyk! – wywołał Izę wychowawca.
Marta była coraz bardziej zaniepokojona. Nie dość, że sama miała jeszcze trochę czekania, bo świadectwa rozdawane były standardowo alfabetycznie, to nie podobała jej się informacja przekazana przez wychowawcę. „Również w klasie ogólnej”, „na poziomie podstawowym” – cichy głosik powtarzał w głowie za nauczycielem. „Nie, na pewno zdała” – odpowiedziała sobie w myślach Marta. W końcu i ona została poproszona przez wychowawcę:
- Gratuluję. Jestem dumny z twoich wyników, zwłaszcza z historii. Życzę ci dalszych sukcesów na studiach, które, jak rozumiem, planujesz?
- Tak – odpowiedziała nieco zawstydzona Marta – nic się w tej kwestii nie zmieniło, sorze.
- No to bardzo się cieszę, oby tak dalej, a zobaczysz, że jeszcze o tobie usłyszymy – wychowawca roześmiał się, po czym uścisnął jej dłoń i wziął kolejne, ostatnie już świadectwo.
Marta spojrzała na wyniki: polski – 82%, angielski – 87%, wiedza o społeczeństwie – 74%, historia... no właśnie! Marta poczuła, że chce jej się krzyczeć z radości. Zdała swoją ukochaną historię na 96%! Nie mogła uwierzyć w to, co widzi, szczęściu nie było końca. Wiedziała, że ma ogromne szanse, aby dostać się na Uniwersytet Warszawski. Dalszy ciąg spotkania z wychowawcą pamięta jak przez mgłę. Były kwiaty i podziękowania za czteroletnią opiekę oraz nauczanie historii, był płacz, że nadszedł koniec beztroski, były życzenia samych sukcesów przekazane przez wychowawcę, były życzenia samych sukcesów zawodowych dla wychowawcy, ale wszystko było obok niej. Mieszanka uczuć w jej głowie była niesamowita. Z jednej strony chciała jak najszybciej spotkać się z Karoliną, by przekazać jej tą radosną wiadomość, z drugiej jednak cały czas miała w głowie słowa wychowawcy, więc obawiała się, w jakim stanie będzie jej przyjaciółka, kiedy w końcu się spotkają. Po życzeniach miłych wakacji, klasa powoli zaczęła wylewać się na korytarz. W szkole nie było już prawie nikogo. No tak, pomyślała Marta, ich wychowawca zawsze miał tendencję do przedłużania wszystkiego. Ale Marta lubiła go niesamowicie. Uczył jej klasę historii i to on zaszczepił pasję do tego przedmiotu zarówno w niej, jak i w wielu swoich uczniach. Marta nie miała jednak czasu rozwodzić się nad tym, gdyż już biegła przed szkołę poszukać swojej przyjaciółki. Znalazła ją siedzącą na murku przed szkołą. Mina dziewczyny i zaczerwienione oczy nie wróżyły niczego dobrego.
- Co jest? – spytała Marta – Nawet nie próbuj mi mówić, że…
- Nie – przerwała jej Karolina – Zdałam. Na sto procent zdałam tę cholerną matematykę, rozumiesz to? Byłam pewna, że porobiłam błędy, że jej nie zdam. Ja wtedy miałam gorączkę, nie pamiętam tego egzaminu w ogóle… - dziewczyna płakała dalej
- To czego ryczysz, głupia?! – zirytowała się Marta – Idziemy świętować!
- To przez te emocje, schodzą ze mnie całe nerwy. Daj mi papierosa!
- O, właśnie! Przez to wszystko zapomniałam o tlenie – zażartowała Marta wyciągając papierosy, częstując przyjaciółkę – a jak reszta przedmiotów?
- Dobrze. Polski siedemdziesiąt sześć, francuski osiemdziesiąt osiem i biola osiemdziesiąt dwa. A ty?
Marta pokazała przyjaciółce swoje świadectwo, dzwoniąc w tym czasie do rodziców. W trakcie rozmowy zauważyła Izę i Justynę z Grześkiem, więc machając przywołała ich do siebie. W tym czasie do Karoliny dołączyły jej koleżanki z klasy - Kamila z Magdą. Wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że czas oblać ich zdane matury, więc udali się na piwo do pobliskiego pubu. Każdy snuł plany na temat nowych studiów, przeprowadzek oraz tego, że prawie wszyscy rozjadą się po całej Polsce. Wiedzieli jednak, że są na tyle zżyci, że ich kontakt na pewno się nie urwie. Nie w dobie telefonów komórkowych, czy Internetu. Ale zanim się rozjadą, obowiązkowe wakacje. Kolega z klasy Karoliny, Kamil, zaprosił ich na dwa tygodnie do pensjonatu jego cioci w Jastrzębiej Górze. Pensjonat jest niewielki, ale oprócz pokoi gościnnych w jego skład wchodzi kilka cztero- i sześcioosobowych domków letniskowych, więc dogadali się, że w dziewiątkę zajmą większy domek za standardową cenę, żeby koszty były trochę niższe. Wyjazd zaplanowali na przełom lipca i sierpnia, żeby po powrocie Marta z Karoliną zdążyły się przeprowadzić do Warszawy, a potem, zgodnie z coroczną tradycją Walawskich i Ignaczaków jechać na Memoriał Wagnera.
Po skończonym spotkaniu Marta z Karoliną wracały do domu. Wiedziały, że na pewno rodzice zaplanowali grilla na wieczór, aby oblać ich pierwszy tak poważny sukces. Rozstały się więc pod domem Karoliny umawiając na później. Marta wchodząc do domu, usłyszała rozmowy dobiegające z salonu. Nie sądziła, że czeka ją tam mała niespodzianka.
* * *
Jedziemy z pierwszym rozdziałem, żeby coś jakaś akcja została wprowadzona. Miłego czytania. Konstruktywna krytyka jak najbardziej mile widziana. Pozdrawiam serdecznie, niecodzienna.

1 komentarz:

  1. Przykro mi ale ja nie krytykuje bo sama robię tyle błędów, że aż głowa boli :) . Rozdział bardzo mi się podoba komentowałam prolog i teraz przeczytałam 1 ;) . Hmm to chyba tyle ;p . No dobra czekam na kolejny :) . Pozdrowienia z Trójmiasta^^ MikaxD bądź Wredota

    OdpowiedzUsuń